Na warsztatach fotograficznych byłem
Zwykle sam prowadzę warsztaty, ale tym razem to ja pojawiłem się jako uczestnik. Decyzję podjąłem impulsywnie, tak jak decydujemy się czasem na dodatkowy batonik przy samej kasie.
Tym, co skusiło mnie do szybkiego wysłania przelewu, było słowo „motoshoot” w tytule warsztatów.
Na dodatek cena była bardzo niska, a program wyjątkowo bogaty. Trochę obawiając się, co to tak naprawdę będzie, pojechałem do Warszawy.
W studiu Sensi imprezę organizował XXLstock, jak nie trudno zgadnąć, firma tworząca bank zdjęć ( mnie też się kiedyś wydało, że to prosta sprawa… ).
Zaczęliśmy od wykładu Piotra Frankowskiego na temat sposobów fotografowania samochodów. To jeden z punktów programu, który mnie interesował, od wielu lat czytałem artykuły Piotra i byłem bardzo ciekawy, co opowie. Opowiadał interesująco i wiele z jego rad wziąłem sobie do serca. Niestety opowieści ilustrował zdjęciami i tu miałem wrażenie, że jestem w ukrytej kamerze i ktoś zaraz wyskoczy i krzyknie : żartowałem 🙂 Pierwsze zdjęcie było ekstra, ale każde następne było antytezą tego, o czym opowiadał. Gdy mówił o wyborze ciekawego tła, pokazywał samochód na tle kiepskiego muru z przypadkową reklamą. Gdy omawiał kompozycję, samochód był przypadkowo poucinany. Siedziałem, słuchałem i nie wiedziałem co mam o tym myśleć, bo to, co słyszałem, było bardzo ciekawe, a to co widziałem… Nie pojmuję tego 🙂
Przez dwanaście godzin działo się bardzo dużo. Wykład o prawie autorskim, fotografowanie kilku modelek w różnych stylizacjach przy Lancii Ypsylon, pokaz specjalnych kosmetyków do szybkiego przygotowania samochodu na sesję, fotografowanie Leicami i coś, co początkowo traktowałem jako miły dodatek, a co stało się najciekawszym punktem programu – wykład połączony z ćwiczeniami prowadzony przez Miguela Gaudencio, Portugalczyka, urodzonego w Mozambiku i żyjącego teraz w Szczecinie.
Miguel opowiadał o swoim sposobie pracy, przygotowaniach do sesji i mocno podkreślał, jak ważne jest precyzyjne wytłumaczenie modelce, czego od niej oczekujemy na sesji. Zaproponował nam, byśmy spróbowali zupełnie innego sposobu pracy ze światłem. Zamiast korzystać z błysku, mieliśmy zrobić serię zdjęć tylko na świetle zastanym, na dużych czułościach i małych przesłonach. Prawdę mówiąc, już dawno obiecywałem sobie, że zrobię taką studyjną sesję, ale jakoś nie mogłem się za to zabrać. Mam wbite w głowę przekonanie, że pracować można tylko na najniższych czułościach, co zmusza w studio do pracy na błysku. Raz już wprawdzie zrobiłem nawet komercyjną sesję wykorzystując czułości 1000 – 1600 ISO, ale nawet wtedy błyskałem.
Miguel przekonywał, że pracując na świetle zastanym mamy wielką przewagę, gdyż odpadają nam dwa problemy związane nierozłącznie ze światłem błyskowym.
Po pierwsze – nie jesteśmy skazani na oczekiwanie na naładowanie lamp. Nawet przy najszybszych lampach, możemy fotografować maksymalnie tak szybko, jak szybko ładować się będą lampy. Przy dużych mocach może to oznaczać np. 2-3 sekundowe przerwy. Przyznam, że czasem to mnie denerwuje, bo zdarzają się modelki tak dobrze pracujące, że nawet dwie sekundy przerwy wydają się koszmarnie długim oczekiwaniem. To zaburza rytm pracy i często tracę naturalność najlepszego gestu czy miny, gdy muszę poczekać jeszcze chwilę na gotowość lampy.
Po drugie, ustawianie światła błyskowego bardzo często wymaga dużej precyzji. Gdy modelka przesunie twarz lub przejdzie mały krok do tyłu, światło może się bardzo zmienić na niekorzyść. W ten sposób straciłem wiele fajnych ujęć, bo nie dało się już ich potem dokładnie tak samo powtórzyć. Tem argument przekonuje mnie więc bardzo i na pewno będę teraz dużo więcej używał światła zastanego, naturalnego lub sztucznego.
A to jedno ze zdjęć, które zrobiłem w trakcie warsztatów. Oczywiście, że na błysku dałoby się zrobić podobne zdjęcie, ale… to jest jakieś lepsze w tym przypadku. Chyba będę musiał przetestować ta same kadry na błysku i w zastanym świetle. A swoją drogą to uwielbiam ten obiektyw 50/1,4 🙂
„Prawdziwe” zdjęcie, bez obróbki 🙂 |
Źródłem światła była bardzo duża octa ( nie pamiętam dokładnie, ale jakoś w granicach 150-200 cm ).