Fotografujemy własne dusze…
Minęło już dziesięć dni od Festiwalu w Rybniku, a ja dopiero dzisiaj mam chwilę czasu by podsumować to co się tam działo. A było tego jak zwykle sporo.
Po pierwsze prowadziłem warsztaty. W pierwszym dniu Festiwalu zorganizowałem warsztaty z fotografii portretowej w studio. Miałem poważny zgryz, jak w tak krótkim czasie, jaki mogliśmy poświęcić na zajęcia, przekazać konkretną wiedzę i jeszcze pozwolić ludziom trochę fotografować. Wychodzę zawsze z założenia, że warsztaty powinny być miejscem, gdzie najważniejsze jest poznanie światła, techniki, czy innej wiedzy potrzebnej do fotografowania, a nie tylko miłym sposobem spędzenia czasu. Dlatego wolę położyć większy nacisk na tłumaczenie i pokazywanie na przykładzie jak światło wpływa na zdjęcie, jak kontaktować się i pracować z modelką. A potem wszyscy mogą fotografować.
Tym razem każdy mógł spędzić z modelką sam na sam, masę czasu, całe 90 sekund. Wydaje się wam, że to mało? Wcale nie. Gdy mamy już zrobioną najgorszą robotę, czyli ustawione światło, to 90 sekund wystarczy by zrobić sporo dobrych klatek. I z tego co widziałem, to wystarczyło, każdy z dwudziestu uczestników miał zdjęcia, z których był zadowolony. Duża tu była też zasługa modelki, Doroty Spaczyńskiej, którą pomalowała Zojka Zielińska. Na to jak istotna jest dobra ekipa, też oczywiście położyłem spory nacisk.
Zawsze na takich dużych warsztatach jest trudne, by powiedzieć coś co trafi do każdego, bo każdy jest na innym poziomie. Zdecydowałem się, by opowiedzieć o dwóch sposobach oświetlania, jednym bardzo często używanym czyli zastosowaniu beauty disha jak głównego światła, drugim natomiast bardziej skomplikowanym czyli tworzeniu miękkiego światła przez korzystanie z odbić zamiast z bezpośredniego światła. A na koniec pokazałem alternatywę dla błysku, czyli fotografowania na dużych czułościach jasnymi obiektywami, korzystając tylko ze światła zastanego. To coś co ostatnio bardzo polubiłem ze względu na miękkość obrazu i dużo większą łatwość i przyjemność fotografowania.
Zobaczcie rezultaty, wszystkie zdjęcia są zrobione na tym samym szarym tle i wyglądają tak jak zeszły z aparatu.
Na drugi dzień spotkałem się z ludźmi, którym nie udało się dostać na warsztaty. Zaproponowałem, że może będą mieli ochotę spotkać się ze mną i pogadać. Było mi bardzo miło, że dużo osób przyszło. Gadaliśmy przez kilka godzin na różne tematy, pokazywałem moje fotografie, tłumaczyłem jak zostały zrobione, mówiliśmy o sprzęcie i wszystkim co dotyczy fotografii. Spodobała mi się taka luźna forma prawie-warsztatów i wspólnej wymiany informacji. Jeżeli będziecie chętni, to może spotkamy się gdzieś na piwie?
Ale warsztaty to tylko mała część Festiwalu. Za każdym razem gdy tam jestem spotykam ludzi, którzy potem zostają mi w głowie na długo. Na pewno takim gościem był Marek Arcimowicz. Znam jego fotografie od dawna, na przełomie wieku pracowaliśmy razem dla Alpinusa. Tylko, że nigdy się nie spotkaliśmy, ja robiłem zdjęcia produktów w studio, a on przysyłał im zdjęcia z wypraw. Po piętnastu latach nie wiele się zmieniło. Ja utknąłem jeszcze bardziej w studio, a Marek jeździ na jeszcze bardziej ekstremalne wyprawy. Facet robi niesamowite zdjęcia, zobaczcie sami! A do tego jest chyba szalony, tak stwierdziłem, gdy opowiadał jak zdobywali górę w Wenezueli, na którą nikt jeszcze nigdy nie wszedł. Nie sądziłem, że takie góry jeszcze w ogóle istnieją! Góra, do której dostępu bronią jadowite mrówki, pająki, muchy i niebezpieczna dżungla. Już samo oglądanie filmu stamtąd było dla mnie ekstremalne 🙂
Owady obejrzałem jeszcze raz, ale tym razem z dużą przyjemnością na zdjęciach Henryka Latosi. Nie przepadam za takimi zdjęciami, jednak te były naprawdę świetne. Co ciekawe, autor nie jest zawodowcem. To ksiądz, który fotografuje „po godzinach”. Szkoda, że nie ma swojej strony, gdzie można wszystko obejrzeć ( albo ja nie umiem jej znaleźć ).
Żałowałem, że nie udało mi się obejrzeć wszystkich prezentacji, ale jak zwykle nie można być wszędzie jednocześnie. Podsumowaniem tego festiwalu były dla mnie słowa, jakie wypowiedział na koniec Arcimowicz: ” Wszystko już zostało sfotografowane, teraz fotografujemy własne dusze”.
To co? Jutro robimy kolejny autoportret 🙂