Wiele osób pyta się mnie czy już wybrałem samochód i jak skończyła się ta historia z testowanie. Otóż… nie skończyła się jeszcze 🙂
Ale nie uprzedzajmy faktów. Po przejażdżce BMW, postanowiłem porównać je z Audi A3. Zgłoszenie przez stronę poszło szybko i równie szybki był odzew z centrali, tej samej skąd dzwoniono już zresztą do mnie, by umówić mnie na jazdę Skodą i Seatem. Wybrałem najbliższy mi salon Audi i już na drugi dzień byłem umówiony na jazdę.
A tak się złożyło, że zaraz potem miałem kolejny telefon, tym razem z Opla. W pierwszej chwili byłem bardzo zdziwiony, dlaczego dzwonią do mnie w sprawie jazdy próbnej Zafirą. Zapomniałem już bowiem, że się zapisałem na taką jazdę. Zapomniałem, bo upłynęło już od tego momentu sporo czasu. Najwyraźniej procedury przekazania mojego zapytania do dealera trwały i trwały. Ale skoro panowie już zadzwonili, to postanowiłem skorzystać, zamieniając jednak Zafirę na Astrę kombi i umówiłem się na jazdę próbną zaraz po wizycie w Audi.
|
Jest dobrze, ale szału nie ma. Źródło: Audi |
Do salonu Audi wszedłem punktualnie i od razu trafiłem na sprzedawcę, z którym byłem umówiony. Rozmawiał jeszcze z klientem, przeprosił mnie więc i zaproponował kawę. Podziękowałem, bo wolałem obejrzeć sobie dokładnie wnętrze samochodu.
Hmm… ładnie tu, gdy oglądałem je na zdjęciu, nie przekonywało mnie zbytnio, wydawało się zbyt proste. Na żywo wyglądało o niebo lepiej, a wszystko co dotykałem sprawiało dobre wrażenie. Po chwili podszedł do mnie sprzedawca i spytał o pierwsze wrażenia. Nie mogłem ukrywać, że były dobre, odpowiedział jeszcze na kilka moich pytań i poszliśmy podpisać papiery przed jazdą.
|
Taka wersja wykończenia to oczywiście zupełnie inne pieniądze. Źródło: Audi |
Na zewnątrz czekało mnie białe A3, niestety w w wersji sedan. Nie zdziwiłem się, bo sprzedawca już w czasie rozmowy telefonicznej powiedział, że z silnikiem 1,4 122 KM, mają tylko taką wersję. Wsiadając zauważyłem, że bok fotel nadmiernie wystaje i za każdym razem się na niego nadziewam. Cóż, taki problem da się przeżyć. Lusterka, kierownica, fotel i jedziemy. Cicho i przyjemnie, choć bez emocji, które powalają od pierwszego kilometra. Czy mam jakaś wybraną trasę? Nie? To proponuję panu, taką przekrojową. OK. Było więc wszystko kręte drogi, autostrada i miasto.
Jedziemy, a ja coraz bardziej zachwycam się wnętrzem, wyraźnym podświetleniem i chowającym się w desce rozdzielczej dużym wyświetlaczem. Tym ostatnim mogłem cieszyć się do woli, bowiem co chwila, przez przypadek naciskałem jakiś przycisk na kierownicy, który wysuwał wyświetlacz. Po kilku próbach dałem sobie spokój, w końcu wcale mi ten wyświetlacz nie przeszkadzał.
Nie omieszkałem oczywiście, spytać o kwestie niechlubnej popularności tego motoru na listach najbardziej awaryjnych silników. Odpowiedź dostałem dokładnie taką, jaką oczekiwałem. Problemy rzeczywiście były, ale to już kwestia przeszłości. No bo co miał powiedzieć? A może naprawdę koncern poprawił bezawaryjność?
Tak czy inaczej nie chciałbym Audi A3 z tym silnikiem. Jechać jechał. Cicho i poprawnie, ale kompletnie bez emocji i przyjemności. W porównaniu do BMW serii 1 było dosyć nijako. Nie podobało mi się też, jak samochód wchodził w ciasne zakręty, miałem wtedy wrażenie, że nie kontroluję go do końca. Właściwie, to nie działo się nic złego, ale tak dziwnego uczucia nie miałem jeszcze w żadnym samochodzie, nie potrafię tego sprecyzować, ale nie podobało mi się.
Wręcz odwrotne zdanie mam o sprzedawcy. Pan był profesjonalny, absolutnie nie próbował mnie na siłę do niczego namówić. Za to porozmawialiśmy o samochodach, które oglądałem, jak człowiek z człowiekiem. Tym mnie kupił, byłbym skłonny mu zaufać przy finalnym wyborze, bo był to pierwszy sprzedawca, który zachowywał się nie jak sprzedawca.
Po powrocie, (znowu propozycja kawy) zajęliśmy się konfiguracją i ofertą leasingu. Tej ostatniej wprawdzie nie dostałem do dzisiaj, za to przy konfiguracji nie byłem namawiany na niepotrzebne dodatki. Cena finalna to 84.000 zł. Prawdziwa okazja, bo była to dobrze wyposażona Edycja Specjalna A3, dostępna jednak właśnie z silnikiem 1,4 122 KM.
Z mieszanymi uczuciami opuściłem salon. Ładny samochód, udane wnętrze, rozsądna cena (w porównaniu do BMW) i niczym nie wyróżniający się silnik. Nie miałem za dużo czasu na roztrząsanie tego, bo śpieszyłem się do Opla. Udało mi się znowu przyjechać punktualnie. I znowu sprzedawca był zajęty. Właściwie to w ogóle go nie było i panie na recepcji nie wiedziały gdzie jest.
Samochodów stało kilka, czyli miałem co robić. Zdążyłem obejrzeć Astrę, Insignię, Adama, Zafirę, Mokkę i już pojawił się sprzedawca. Lecz panie z recepcji skierowały do niego najpierw kogoś innego, musiałem więc czekać dalej. Zacząłem, już poważnie rozważać zakończenie testu Opla, jeszcze przed jego rozpoczęciem, gdy sprzedawca zaprosił mnie na rozmowę. Dalej poszło już znacznie lepiej.
|
Brąz? Czemu nie. Źródło: Opel |
Szybko znalazłem się za kierownicą Astry, niestety pięciodrzwiowej z silnikiem 1,4 140 KM (kombi był tylko z dieslem). Tym razem znowu najpierw prowadził sprzedawca, by pokazać mi co można wycisnąć z poczciwej Astry. Okazało się, że całkiem sporo. Po chwili zamieniliśmy się miejscami i mogłem sam się przekonać. Pierwsze metry i pojawił się uśmiech na mojej twarzy. To co słyszałem na temat tego silnika i ciężkiej w końcu Astry, nie pokrywało się z moimi odczuciami. Spodobało mi się brzmienie silnika i sposób w jaki rozwijał moc.
|
Szaro i tak sobie. Źródło: Opel |
Wprawdzie wnętrze samochodu w najprostszej wersji wyposażenia Enjoy, nie powalało wyglądem, to moje ogólne odczucia były bardzo dobre. Musiałem od razu przyznać przed sobą, że jechało mi się znacznie lepiej niż godzinę wcześniej A3… Deska rozdzielcza pokryta gąszczem przycisków, wskaźniki, na których ciężko było mi jednym spojrzeniem odczytać prędkość i obroty silnika, ale co z tego skoro Astrą jechało mi się po prostu przyjemnie.
W salonie skonfigurowaliśmy samochód w wersji Sport, który miał już wszystko co potrzebowałem i znacznie ładniejsze wnętrze. Cena po zniżkach na firmę wyniosła 76.500 zł czyli 10.000 zł poniżej cennika. Całkiem sensownie jak za dobrze wyposażone kombi.
Jak na razie im więcej oglądam, tym mniej wiem. Czy iść za głosem rozsądku i zdecydować się na kombi czy też jednak kupić samochód mniej praktyczny, ale dający więcej radości z jazdy?
Moje stare Mondeo nadal bezawaryjnie pokonuje kolejne kilometry i dzięki temu mogę spokojnie się nadal zastanawiać. A może kupić po prostu nowe Mondeo?
Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej