×
Artur Nyk Blog
  • Fotografie
  • O mnie
  • Jak zostać fotografem
  • Jak to zrobiłem
  • do kawy
  • Fotografie
  • O mnie
  • Jak zostać fotografem
  • Jak to zrobiłem
  • do kawy

28 maja 2012

| przez Artur Nyk

Spytaj Artura czyli biblioteki Aperture

Igi pytał się mnie już jakiś czas temu o synchronizację bibliotek w Aperture. Co jak co, ale o tym programie to lubię opowiadać 🙂
Zacznę od początku. Zdjęcia w Aperture można przechowywać albo w bibliotece programu, albo w aktualnym układzie katalogów. 



Dla zdecydowanej większości nowych użytkowników programu, pozostawienie zdjęć w ich dotychczasowych lokalizacjach wydaje się rozsądnym rozwiązaniem. Ja też oczywiście właśnie tak na początku zrobiłem. Myśl, że mógłbym wrzucić swoje bezcenne fotografie do jakiejś tajemniczej biblioteki, wydawała się zbyt szalona. Nie miałem jeszcze zaufania do Aperture i byłem przyzwyczajony by mieć dostęp do zdjęć z poziomu systemu. 
Wrzuciłem więc wszystkie zdjęcia do Aperture, ale fizycznie zostawiłem w katalogach gdzie były do tej pory. Aperture po pierwszym uruchomieniu zawsze tworzy swoją bibliotekę gdzie są wszystkie możliwe informacje o zdjęciu, ustawienia, miniaturki, podglądy (jpgi o rozmiarach, które sami ustalamy).


Na początku wszystko działało całkiem dobrze. Potem jednak coraz pojawiało się coraz więcej problemów. Zdjęcia znikały mi w Aperture i zostawały same podglądy. Oczywiście nie było to winą złego działania programu, a tylko i wyłącznie moją… 

Takie strzałki zobaczymy gdy zdjęcie przechowywane będzie poza biblioteką Aperture



A takie gdy przeniesiemy zdjęcie z oryginalnej lokalizacji lub skasujemy

Stare przyzwyczajenia brały bowiem nade mną górę i zamiast wszystkie operacje robić za pomocą Aperture, to część z nich robiłem innymi sposobami. Raz coś skasowałem, coś przerzuciłem do innego katalogu i gdy potem chciałem znaleźć coś w Aperture, dostałem informację, że program nie może znaleźć pliku.


I teraz pierwsza ważna informacja. Jeżeli zdecydujecie, że nie chcecie trzymać zdjęć w bibliotece Aperture, nawet nie myślcie by zajrzeć do katalogów gdzie są te zdjęcia. Grzebanie tam to najprostsza droga do wpakowania się w kłopoty.


Jeżeli więc ten sposób organizowania sobie przechowywania zdjęć, jest pełny problemów, to dlaczego Apple tak to zrobił? Otóż powód jest bardzo ważny, a zalety tego rozwiązania są spore. Wyobraźmy sobie, że pracujemy na laptopie gdzie mamy ograniczoną pojemność dysku więc wszystkie zdjęcia trzymamy na dyskach zewnętrznych.
Możemy wtedy zrobić sobie bibliotekę Aperture na laptopie, gdzie będą wszystkie informacje i podglądy zdjęć, a same zdjęcia zostawimy tam gdzie są czyli na dyskach zewnętrznych. Dzięki temu na laptopie biblioteka zajmie nam stosunkowo mało miejsca. Najważniejsze w tym rozwiązaniu, jest to, iż nie mając fizycznie zdjęć na dysku, nadal mamy w pełni funkcjonalną bazę zdjęć, z wszystkimi pokazami slajdów, książkami itd. Możemy więc spokojnie iść do klienta i pokazać wszystkie  10.000 RAW-ów mimo, że nie ma ich fizycznie na laptopie ( nie będziemy jedynie mogli obrabiać zdjęć ). A po powrocie do domu podłączyć dysk do komputera i znowu mieć możliwość obróbki plików. 


Jednak są i wady takiego rozwiązania. Nie będziemy bowiem mogli skorzystać z doskonałego mechanizmu archiwizacji zdjęć czyli Vault. Aby go wykorzystać musimy trzymać pliki w bibliotece Aperture. Nie będziemy mogli wtedy obejrzeć zdjęć bez pomocy tego programu ( teoretycznie jest to możliwe, ale trzeba by mieć olbrzymią desperację by przekopać się przez tysiące katalogów). 
Tak naprawdę to ograniczenie, to nie jest żaden problem, a jedynie trzeba przestawić sobie w głowie, że to tak samo naturalny sposób, jak oglądanie zdjęć w Finderze.


Zalety zdecydowanie tu przeważają. Po pierwsze nie zrobimy sobie bałaganu, przenosząc zdjęcie z jednego katalogu do drugiego, nie mówiąc już o skasowaniu czegoś. Po drugie będziemy mogli skorzystać z dobrodziejstw Vaulta.

Tu widać, że mam dwie kopie głównej biblioteki. Na jednym dysku zostało mi jeszcze 400GB  wolnego miejsca( 200 GB zajmuje Time Machine ), na drugim już tylko 56 MB. Czas powyrzucać niepotrzebne zdjęcia 🙂 Obie kopie robione są automatycznie.



Jest to funkcja, która pozwala stworzyć kopię zapasową całej biblioteki zdjęć, razem z wszystkimi ustawieniami, a w razie potrzeby odzyskać z niej dokładnie taką samą bibliotekę jaką utraciliśmy. Co najważniejsze, możemy w każdej chwili zrobić update tej kopii.  Vault, dopisze nam wtedy najnowsze zdjęcia, zmiany w opisach czy ustawienia RAW-ów, a usunie skasowane przez nas zdjęcia. Nie wrzuci ich jednak do kosza, a jedynie przeniesie do katalogu Usunięte. W razie czego zawsze możemy odzyskać zdjęcia skasowane przypadkowo.


Kolejną i równie ważną zaletą trzymania zdjęć w bibliotekach ( tu właśnie leży sedno sprawy : bibliotekach, a nie bibliotece! ) jest możliwość podzielenia swoich zasobów na różne części. Jeśli macie 5.000 zdjęć na komputerze, to nie jest to żaden problem. Ale jeśli macie ich 70.000 ( jak ja ), to znacznie bardziej komfortowo jest podzielić je na różne biblioteki. Ja zorganizowałem to w ten sposób : mam bibliotekę główną, gdzie mam najważniejsze zdjęcia i na której pracuję ( około 30.000 zdjęć – około 1TB ), bibliotekę mniej główną, bibliotekę Pewniesięnieprzydaaletotakiefajnezeszkodawyrzucić i kilka pomniejszych tematycznych ( prywatne, pejzarze, itd ). Dzięki takiemu rozwiązaniu nie muszę pracować na jednej gigantycznej bibliotece, natomiast przełączanie z jednej biblioteki do drugiej jest bardzo szybkie.





Bardzo często też wykorzystuję funkcję eksportu zdjęć po sesji jako biblioteki. Robię tak najczęściej gdy na sesji zrzucam zdjęcia na laptop, w trakcie zdjęć, zaznaczam zdjęcia, robię wstępne ustawienia kolorów, wybieram do dalszej obróbki. Gdy potem chcę taki materiał przerzucić na drugi komputer, to zamiast eksportu samych zdjęć, eksportuję katalog ( czyli Project w/g nomenklatury Aperture ) jako nową bibliotekę. 



Mogę potem na drugim komputerze pracować na takiej małej bibliotece albo zaimportować ją do innej biblioteki. 
Łączenie bibliotek czy inaczej ich synchronizacja, jest oczywiście inteligentna. Program sprawdza, czy mamy tak samo nazwane projekty i jakie są w nich zdjęcia. Jeżeli zobaczy, że importujemy bibliotekę gdzie jest projekt PRAWIE identyczny z tym już istniejącym ( czyli może być więcej zdjęć albo inaczej są ustawione i oznaczone RAWy ) to spyta się nas, który z projektów ma uznać za ważniejszy.



Zadawajcie kolejne pytania w sekcji Spytaj Artura, a ja będę starał się na nie odpowiedzieć 🙂 Zainteresowanych poznaniem Aperture zapraszam na warsztaty 30 czerwca. Więcej informacji na stronie www.fotografiapro.pl

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
Aperture, porady, Spytaj Artura, warsztaty
5 komentarzy

24 maja 2012

| przez Artur Nyk

Co kobiety robią za kierownicą (a nie powinny!)

Dzisiaj kolejna nowość, no prawie nowość, bo zdjęcie robiłem w listopadzie. Wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale na początku listopada było aż tak ciepło by jeździć kabrioletem.
To kolejne zdjęcie z serii Co Kobiety Robią za kierownicą ( a nie powinny ). Nie raz widziałem jak przebierają się w trakcie jazdy…

Polowałem na takie światło dosyć długo. Cały problem polega by słońce było bardzo nisko. Wtedy jednak zwykle coś je zasłania, budynki, drzewa itd. Ale najgorszym zagrożeniem są chmury. W zasadzie można powiedzieć, że chmury są wyjątkowo złośliwe. Cały dzień mamy piękne słońce i bezchmurne niebo, planujemy więc wieczorną sesję, ściągamy wszystkich ludzi i porsche, przygotowujemy się i gdy tylko słońce jest już dostatecznie nisko by zacząć zdjęcia, wtedy jak z pod ziemi pojawiają się chmury…. Dosłownie z pod ziemi, bo jeszcze chwilę temu ich nie było.
Wiele razy przeżyłem taką sytuację i tym razem też było dokładnie tak samo. Na szczęście dla nas chmury były wyjątkowo rachityczne i zamiast całkowicie zasłonić słońce, tylko rozproszyły światło.

Byłem mocno zły na całą sytuację, bo oczyma wyobraźni cały czas widziałem ostre światło, zachodzącego słońca. Tymczasem miałem światło dużo bardziej miękkie. Gdy już na spokojnie przyjrzałem się temu na drugi dzień, stwierdziłem, że w sumie podoba mi się ten efekt 🙂

 

Takie światło miało jeszcze jedną zaletę, nie było potrzeby używać żadnej blendy do rozbicia cieni. Jedynym narzędziem oprócz aparatu i obiektywu 50/1,4 był Aperture, w którym wyciągnęliśmy z Gosią kolor i Photoshop do nadania prędkości 🙂
Fotografując mocno prześwietlałem zdjęcia aby uzyskać „świetlistość”. Potem jednak stwierdziłem, że trochę przesadziłem i ściemniliśmy trochę zdjęcie. Błogosławiony niech będzie, kto wymyślił RAWy 🙂
Oryginalny plik wyglądał tak:

Przy okazji słowo na temat koloru.
Kolor nie ma tu nic wspólnego z rzeczywistością, częściowo to efekt mojego lenistwa. W aparacie mam ustawiony balans bieli na 5200 K i prawie nigdy nie zmieniam go, bo dopiero w Aperture ustawiam odpowiedni kolor.  Tak jest mi po prostu wygodniej.
Gotowe zdjęcie też nie ma nic wspólnego z rzeczywistymi kolorami. Po prostu taki kolor nam się podobał 🙂

Modelka : Alina Malcher
Stylizacja : Tatiana Szczęch
Wizaż i fryzury : Zojka Zielińska
Postprodukcja : Gosia Kłosowska

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
Aperture, Jak to zrobiłem, Photoshop, realizacje, sesja
komentarz

23 maja 2012

| przez Artur Nyk

Modern Line czyli zdjęcia na bruku

Pracowałem i pracowałem cały luty i marzec, a teraz mogę wszystko pokazać. No właściwie nie wszystko bo całość tego projektu to 90 zdjęć 🙂 Ograniczę się więc do zaledwie 35 fotografii.
Firma Bruk, z która pracuję od dawna zdecydowała się wejść na rynek z zupełnie nowym produktem skierowanym do innego niż dotychczas odbiorcy. Musieliśmy więc zrobić coś zupełnie innego niż do tej pory. Długo trwały rozmowy na temat znalezienia odpowiedniego sposobu pokazania szarych, minimalistycznych kostek i to inaczej niż konkurencja 🙂

W końcu wszystkim spodobał się mój pomysł z pięcioma postaciami pojawiającymi się na stronie głównej, które następnie pokazywane są na kolejnych zdjęciach ale już zupełnie z innej perspektywy.
Kolorowe w większości postacie mocno kontrastują z szarościami bruku. Oprócz ludzi zaproponowałem też użycie modernistycznych mebli, prawdziwych ikon designu. Minimalizm aranżacji w tym przypadku skupia uwagę na bruku i jednocześnie nie sprawia, że zdjęcia są nudne.
Tyle teoretycznych założeń 🙂
A jak wyszło możecie ocenić sami.

Zajrzyjcie też na stronę Modern Line by zobaczyć część z tych zdjęć i wiele innych, których tu nie umieściłem. Niedługo wyjdzie też katalog, gdzie pojawią się zdjęcia, których nie ma z kolei na stronie.

Myślę, że na zdjęciach nie widać skali trudności z jaką musiałem się zmierzyć. Nie mówię tu o lęku wysokości 🙂 Chociaż robienie zdjęć z podnośnika, gdy wisiałem kilka metrów nad ludźmi, też nie było przyjemne.
Największym problemem było uzyskanie powtarzalnego i równomiernego oświetlenia, zwłaszcza na dużych scenach. Niby lampy miałem zawsze ustawione tak samo, ale każda scena wymagała jakiś korekcji. W zależności od koloru, wzoru i faktury nagle okazywało się, że za każdym razem jest trochę inny efekt na zdjęciu. Raz grafitowy kolor był jaśniejszy, raz ciemniejszy, a wszystko zależało od tego z jakimi kolorami był zestawiony. Niby w pomiarach wychodziło wszystko dobrze, ale oko ludzkie odbierało kolor zupełnie inaczej.
Wszystkie zdjęcia oczywiście robiliśmy na hali, tym bardziej, że w lutym za dużo czasu zajęłoby nam odśnieżanie co chwilę planu, gdybyśmy chcieli pracować na dworze 🙂

Modele :
Alina Malcher
Karolina Morawiec
Martinezz
Sonia Żogała
Jacek Grzywa
Krzysztof Oset

Stylizacja :
Tatiana Szczęch

Wizaż i fryzury :
Zojka Zielińksa

Postprodukcja:
Gosia Kłosowska
Krzysztof Rozdolski
i ja 🙂

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
architektura, dobre zdjęcia, Jak to zrobiłem, realizacje, reklama, sesja
4 komentarze

20 maja 2012

| przez Artur Nyk

Po polsku nie rozumiesz?

Kilka dni temu znalazłem w Katowicach tabliczkę zakazującą wprowadzania psów na trawnik. Tego typu tabliczek mamy wszędzie setki i tysiące. Nie ma w tym nic niezwykłego. Całkowicie też popieram takie zakazy, bo wielu właścicieli psów nie sprząta po swoich zwierzakach i niestety nie widzi w ogóle takiej potrzeby.
Ta tabliczka jest jednak zupełnie inna. Administratorzy lub właściciele obiektu wykazali się bowiem sporą kreatywnością, która bardzo mnie rozbawiła. Zresztą przeczytajcie sami :

Jak sądzicie kto może wykazać się takim poczuciem humoru ? Jestem  ciekawy czy zgadniecie? Niestety nie przewiduję nagród. Ale gdyby znalazł się jakiś sponsor to od razu mogę wymyślić wiele konkursów z nagrodami:)

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
do kawy
komentarz

18 maja 2012

| przez Artur Nyk

Nie fotografuję za darmo? Czasem tak

Od dawna obserwuję inicjatywę Nie fotografuję za darmo na FB. Generalnie podoba mi się, że fotografowie wreszcie zaczęli dbać zbiorowo o swoje interesy. Sam w tym roku dostałem trzy propozycje, bym zrobił coś za darmo i oczywiście nie zgodziłem się. Za wykorzystanie pracy fotografa i innych osób pracujących przy sesji trzeba płacić i koniec.

Ale są jednak sytuacje, gdy można pracować za darmo i nie ma w tym nic złego. Czasem wręcz nie ma innego wyjścia.
Pominę tu tak oczywiste sytuacje, jak zrobienie czegoś za darmo na cele charytatywne. Często jednak na forum NFZD pojawiają się oburzone głosy fotografów piętnujących ludzi, którzy proponują zrobienie darmowej sesji w zamian za wykorzystanie jej w swoim portfolio.

Z jednej strony mają trochę racji, bo ktoś odbiera im pracę i proponuje zrobienie tego samego za darmo. Najczęściej chyba ta sytuacja pojawia się w fotografii ślubnej. Oto pojawia się młody gość, który ma prostą lustrzankę, jeden czy dwa obiektywy, może nawet lampę i postanawia zrobić karierę fotografa. No cóż, mamy wolny rynek, nie musimy należeć do związku, ani cechu, nie musimy mieć skończonej żadnej szkoły fotograficznej, wystarczy chcieć. I to jest dobra sytuacja. Pamiętam, jak moja mama, prowadząc w czasach słusznie minionych pracownię krawiecką, musiała opłacać jakieś składki w cechu i zatwierdzać u nich każdy urlop czy zmianę godzin pracy. Dzisiaj brzmi to jak absurd.
Dlatego cieszę się, że każdy może zostać fotografem i być moim konkurentem.

Wracając do tematu, oburzeni zapominają o jednej ważnej rzeczy. Ślub bierze się raz w życiu (no…ewentualnie kilka razy :)) i powierzanie sfotografowania tego wydarzenia osobie, która przyznaje się do tego, że nie ma doświadczenia, wymaga dużo odwagi. Albo dużej dziury w budżecie weselnym. Śmiem twierdzić, że ktoś, kto decyduje się na takie darmowe zdjęcia i tak nie zamówiłby sesji u dobrego (czytaj wystawiającego solidny rachunek) fotografa. Na takie zdjęcia zdecyduje się tylko ktoś, kto jako alternatywę ma wujka Zdzicha z jego kompaktem.

Każdy z nas kiedyś zaczynał i znał ten wieczny paradoks: Nie dostaję zleceń, bo nie mam doświadczenia – Nie mam doświadczenia, bo nie dostaję zleceń.
Niestety najpierw trzeba narobić się solidnie, zrobić te minimum kilkanaście sesji, by w ogóle móc żądać pieniędzy za swoje zdjęcia. Oczywiście pod jednym wielkim warunkiem, że umiemy te doświadczenia wykorzystać i każda kolejna sesja czegoś nas nauczyła.

Zawsze będzie też tak, że to samo zlecenie  różni fotografowie będą bardzo różnie wyceniać. Na forum NFZD wielu ludzi walczy z zaniżaniem cen do poziomu, który jest kompletnie nieopłacalny.  Wiele osób przypomina, że ktoś, kto wycenia swoją pracę za pół darmo, nie bierze pod uwagę amortyzacji sprzętu, potrzeby inwestowania we własną promocję itd.
Fotografowie, którzy oferują zdjęcia bardzo, bardzo tanio, nie są i nigdy nie byli moją konkurencją. Nie są też konkurencją innych fotografów, którzy poważnie podchodzą do swojego zawodu. Nie wierzycie?
To zastanówmy się nad tym.

Kto oferuje zdjęcia w nieopłacalnie niskich cenach? Ktoś, kto nie potrafi sprzedać swojej pracy za rozsądne pieniądze. A dlaczego? Bo nie potrafi zrobić zdjęć na dobrym poziomie. To proste.
Czy taki ktoś ma szansę stać się moją konkurencją? Tak, jeśli będzie pracował nad własnym rozwojem, inwestował w sprzęt, robił dużo zdjęć itd. Ale to wymaga czasu i pieniędzy. Nie będzie więc mógł sobie pozwolić na utrzymanie dumpingowych cen….. I koło się zamyka.
Oczywiście powiecie: ale taki gość przychodzi i zabiera mi robotę, bo nie mogę zaoferować tak niskiej ceny, jak on. No dobrze, ale to oznacza, że mówimy o zleceniu, gdzie dla klienta ważna jest wyłącznie cena lub gdy klient nie ma zielonego pojęcia, co chce dostać.
Z takim klientem i tak nie mamy szansy zarobić. Parę razy próbowałem podchodzić do tanich zleceń, gdzie cena była najważniejszym kryterium. I za każdym razem efekt był taki sam. Niby coś tam zarobiłem kosztem sporego nakładu pracy, ale były to zlecenia całkowicie nierozwojowe, które nie wniosły ani nic do mojego doświadczenia, ani te zdjęcia nie przydały się do portfolio.

I tak dochodzimy do fotografowania za darmo, które się opłaca. Mówię tu o robieniu zdjęć do swojego portfolio. Za każdym razem po zrobieniu super taniej sesji dochodziłem do wniosku, że znacznie więcej by mi dało, gdybym w tym czasie zrobił jedno dobre zdjęcie, którym mogę się pochwalić.
Tu znowu odzywa się wspomniany paradoks w trochę innym brzmieniu: Muszę mieć dobre portfolio, by dostawać zlecenia – Muszę mieć zlecenia, by stać mnie było na zrobienie dobrego portfolio.
Niby zdjęcia do portfolio możemy zrobić bezkosztowo. Nie ma dzisiaj większego problemu, by namówić modelkę, wizażystkę fryzjera itd do darmowej pracy przy sesji, z której każdy osiąga korzyść w postaci gotowego zdjęcia do swego portfolio. Ale przez ten czas nie możemy pracować komercyjnie, musimy wydać pieniądze na dojazdy, catering, akcesoria do sesji itd. Może nie będą to ogromne koszta, ale całkiem za darmo też to nie będzie.

Tak czy inaczej, innej drogi nie ma. Żeby sprzedać zdjęcie, trzeba pokazać jakieś zdjęcie 🙂

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
foto mądrości, porady, sesja
komentarz

13 maja 2012

| przez Artur Nyk

Ile trwa dwugodzinna sesja, ale tak naprawdę

Każdy, kto fotografuje, spotkał się już na pewno z sytuacją, gdy klient dzwoni i mówi: To będą takie szybkie zdjęcia, zajmą panu góra dwie godziny. Oczywiście w ten sposób chce wymóc na fotografie niską cenę za sesję.
Każdy, kto dał się na to nabrać i dał klientowi niską cenę bo rzeczywiście sądził, że to będą tylko dwie godziny, potem żałował…

No to teraz po kolei policzmy, ile rzeczywiście trzeba poświęcić czasu na takie zlecenie. Powiedzmy, że chodzi o zrobienie trzech zdjęć pracownikom w jakimś biurze. Może wyda się to Wam na początku śmieszne, ale będę liczył każdą czynność i każdą minutę :

1. Pierwsza rozmowa z klientem  
Ustalamy cenę, dowiadujemy się, co jest do zrobienia, ustalamy szczegóły. Zwykle są to nie jedna, ale dwie lub trzy rozmowy, bo klient musi z kimś dalej potwierdzać terminy.

Czas – 15 minut

2. Organizacja sesji 
Musimy podzwonić do wizażystki, fryzjera, stylistki, asystenta, w zależności od tego, ile osób potrzebujemy do realizacji sesji. Zwykle każdy najpierw musi sprawdzić, czy ma wolny termin i oddzwania potem lub wysyła maila. Musimy też z nimi ustalić stawki, za jakie będą pracować.

Czas – 20 minut

3. Przygotowanie sprzętu i pakowanie się
W zależności ile będziemy potrzebować sprzętu na sesję, może to zająć mniej lub więcej czasu. Załóżmy, że bierzemy standardowy zestaw 3 lamp, które na co dzień stają w studio. Trzeba więc wszystko poskładać i skompletować, zastanowić się, jakie potrzebujemy softboksy, czasze itd. Trzeba naładować baterie w aparacie, sprawdzić, czy mamy wolne miejsce na kartach pamięci.

Czas – minimum 30 minut

4. Dojazd na sesję 
Nawet jeśli jedziemy do klienta w tym samym mieście to i tak zajmie to trochę czasu. Już samo zapakowanie sprzętu do samochodu przecież trwa. A jeszcze czasem trzeba nadłożyć drogi, by zabrać np. wizażystkę.

Czas – minimum 30 minut

5. Sesja. 
Wreszcie robimy coś konkretnego. Niech będzie, że nie wyskoczyło nic nieplanowanego, ekipa pracowała szybko i sprawnie i rzeczywiście zmieściliśmy się w planowanym czasie 🙂

Czas – 2 godziny

6. Powrót z sesji
Zwykle wracamy na większym luzie, bo już nie śpieszymy się, więc jedziemy wolniej. Na dodatek zawsze ktoś z ekipy prosi, czy nie możemy go gdzieś podrzucić. A my mamy dobre serce przecież 🙂

Czas – 40 minut

7. Rozpakowanie sprzętu
Nieważne, czy robimy to natychmiast po sesji, czy za dwa dni, gdy musimy użyć sprzętu w studio. Tak czy inaczej, trzeba rozłożyć softy, czasem coś umyć, poodkładać na miejsce itd.

Czas – 20 minut

8. Zgranie materiału i archiwizacja
Ja dbam, by mieć zawsze co najmniej dwie kopie materiału na wszelki wypadek. Trzeba więc zgrać materiał na komputer, potem zrobić kopię i wszystko opisać.

Czas – 20 minut

9. Wybór zdjęć do obróbki
Dzisiaj bardzo rzadko przywożę z sesji 50 klatek. Najczęściej jest to 200 – 300 ujęć nawet z bardzo szybkiej sesji. Muszę wszystko przejrzeć, sprawdzić ostrość, wybrać najlepsze klatki i wstępnie ustawić kolory. Następnie wysyłamy ten materiał do klienta mailem albo wrzucamy go na serwer.

Czas – 40 minut

10. Właściwa obróbka zdjęć
Możemy zrobić ją sami, wtedy będzie to trwało jeszcze dłużej, ale przyjmijmy, że tak, jak ja, zlecamy to grafikowi. Znowu mamy rozmowę na temat, jak mają wyglądać zdjęcia po obróbce, wysyłamy pliki RAW, sprawdzamy potem gotowe zdjęcia, czasem każemy wprowadzić jakieś poprawki. Potem gotowy materiał znowu archiwizujemy i wysyłamy do klienta. Mówimy więc tu wyłącznie o czynnościach dodatkowych poza samą obróbką. Zakładam też, że jest to stosunkowo prosty materiał, gdzie nie trzeba spędzać dużo czasu nad wymyśleniem właściwej obróbki.

Czas – 1 godzina

11. Wielki finał czyli wystawiamy fakturę
Niby chwila, ale nie taka krótka, jak się może wydawać. Ja do faktury załączam zawsze wydruk ze zdjęciami, które sprzedaję, aby nie było wątpliwości, za co wystawiona jest faktura. Większość klientów honoruje już wysłanie faktury mailem, ale czasami trzeba wysłać ją pocztą lub co gorzej zawieźć osobiście do klienta. Ponieważ mieliśmy zatrudnione do tego inne osoby, musimy uzyskać od nich faktury lub, co się zdarza najczęściej i co zajmuje najwięcej czasu, umowy o dzieło. Na koniec, gdy już wreszcie dostaniemy zapłatę, musimy jeszcze zrobić przelewy tym osobom.

Czas – minimum 1 godzina

Podsumujmy więc ile trwa dwugodzinna sesja  –  7 godzin i 35 minut !!!

Możecie powiedzieć, że w niektórych pozycjach przesadziłem i w rzeczywistości da się to zrobić szybciej. Ale nawet jeśli tak założymy to i tak nie uda się zejść poniżej 6 godzin!
Tak naprawdę chodziło mi tylko, by uzmysłowić Wam, jak dużo czasu poświęcamy na czynności, o których nawet nie myślimy w momencie kalkulowania sobie, za ile opłaca się zrobić nam dwugodzinna sesję….

UAKTUALNIENIE

Komentarze tutaj i w innych miejscach sprawiły, że chcę jeszcze parę rzeczy dopowiedzieć.

Oczywiście, że zaniżam wszystkie szacunki, nie biorę pod uwagę problemów, które mogą się pojawić nieoczekiwanie i zakładam, że wszystkie ustalenia z ekipą i klientem będą przebiegać gładko i szybko.
Nie biorę też pod uwagę czasu na obróbkę, jak już pisałem, a tylko czas potrzebny na omówienie jej z grafikiem.
Pomijam też kwestię wszystkich kosztów, bo nie to jest tematem moich rozważań. Wiadomo, że za pracę wszystkich dodatkowych osób musi zapłacić klient.

I jeszcze jedna ważna kwestia. Zliczając czas, nie biorę pod uwagę, że nie da się tego wszystkiego zrobić jednym ciągiem w jednym dniu. Cały ten proces trzeba rozbić na kilka dni, a to sprawia, że odrywamy się od innych rzeczy, by zrobić coś związanego z tą sesją. A to tak naprawdę powoduje, że zużywamy jeszcze więcej czasu…

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
foto mądrości, porady, sprzęt
komentarz

9 maja 2012

| przez Artur Nyk

Reklama od kuchni

Nie, nie będzie to wpis poświęcony gotowaniu, ani też opisywaniu zaplecza agencji reklamowych. Będzie to natomiast wpis reklamowy o bardzo jasnym przesłaniu: musicie to zobaczyć.
Dawno temu znalazłem blog Reklama od kuchni i przeczytałem wtedy cały od razu. Chyba nie miałem wtedy nic pilnego do zrobienia albo może ktoś usłyszał potem: Stary, wypadło mi coś naprawdę pilnego… Ale gdy zacząłem czytać to już nie mogłem się oderwać 🙂
Potem gdzieś zgubiłem adres, ale właśnie znowu go odnalazłem 🙂

Blog opowiada o życiu w agencji reklamowej, może dla kogoś, kto nigdy nie miał do czynienia z reklamą, niektóre historyjki nie będą zrozumiałe, ale pozostali uśmieją się do łez 🙂

Małą próbkę możecie zobaczyć tu :

 

 

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
do kawy
komentarz

8 maja 2012

| przez Artur Nyk

Rower dla dam

Mogę się dzisiaj pochwalić ostatnim zdjęciem roweru Merida, jakie zrobiłem dla Zwykłej Agencji. Tym razem jest to damski model Juliet w miejskim krajobrazie. Ten ostatni został przez agencję trochę podrasowany, aby tym bardziej wskazać grupę docelową 🙂 Bo choć niektórym paniom może się to nie podobać, różowy to kobiecy kolor i koniec 🙂 Mnie osobiście też róż podoba się z innego powodu, wnosi do zdjęcia coś nieoczekiwanego. Niebieskie niebo było „zwyczajne”, a różowe… gdybym chciał teraz wysilić się na marketingowy bełkot…. daje obietnicę niezwykłych przeżyć :)))))
Tak czy inaczej, natychmiast przekonałem się do różu, bo po prostu wygląda lepiej.

Formaty gazet wymuszają zawsze jakieś kadrowanie, tak np. wygląda gotowa reklama przygotowana do Newsweeka.

W trakcie tych czterech sesji zdobyłem na pewno nową umiejętność: stawiania rowerów bez podpórek 🙂
Ponieważ w okolicy ciągle kręciło się sporo osób, miałem niezły ubaw z obserwowania ich reakcji, gdy nagle widzieli stojący na środku chodnika rower, którego nic nie podtrzymywało.

Dopiero z bardzo bliska widać było cieniutkie linki podtrzymujące rower. Myślę, że łatwo się domyślicie, jak był przymocowany.
Nie obyło się też bez zabawnych sytuacji. Zaraz po skończeniu zdjęć, gdy staliśmy obok roweru, ktoś chciał przejść między nami, a rowerem. Facet szedł szybkim, energicznym krokiem, gdy nagle Jacek krzyknął: STOP! Facet na szczęście stanął, jak wmurowany. Nie wiem, może to były żołnierz 🙂 Pokazaliśmy mu linkę, na którą o mało nie wszedł. Pokiwał głową ze zrozumieniem i ruszył w bok. STOP!!! krzyknął znowu Jacek, a żołnierskie pewnie wychowanie natychmiast kazało mu stanąć w miejscu. Pokazaliśmy drugą linkę. Następny krok zrobił bardzo ostrożnie…

Ta sesja była też chrztem bojowym mojego nowego przenośnego generatora Elinchrom. Zdecydowałem się na asymetrycznego Rangera RX Speed AS o mocy 1100 Ws. Pracowałem już na nim wcześniej, więc nie jest to dla mnie całkiem nowa zabawka, jednak dopiero codzienna praca na własnym sprzęcie pozwoli na wyrobienie sobie opinii. Pierwsze spostrzeżenia są pozytywne, a bateria sprawia wrażenie, jakby nigdy nie miała się rozładować.

A na koniec jeszcze jedna rada. Gdy musicie użyć cienkiej linki do mocowania ciężkich przedmiotów, zapomnijcie o żyłkach rybackich. Trudno je zawiązać, bo są śliskie i ciągle się rozwiązują. Użyjcie sznurka malarskiego. Jest bardzo mocną linką splecioną z cienkich żyłek, nie plącze się i bardzo łatwo można zawiązać na nim mocny węzeł. No i jest różowy :))))

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
backstage, Elinchrom, foto mądrości, Jak to zrobiłem, porady, realizacje, reklama, sesja, sprzęt
komentarz

© Artur Nyk

↑

Polityka plików cookies

Mam najlepsze ciasteczka, idealne do kawy. Życzę miłego oglądania moich fotografii Odwiedź stronę Polityka plików „cookies” aby dowiedzieć się więcej.

Close