×
Artur Nyk Blog
  • Fotografie
  • O mnie
  • Jak zostać fotografem
  • Jak to zrobiłem
  • do kawy
  • Fotografie
  • O mnie
  • Jak zostać fotografem
  • Jak to zrobiłem
  • do kawy

30 października 2012

| przez Artur Nyk

Nowy Brutal w mieście

Wszyscy fotografowie, posiadacze aparatów, a nawet telefonów z aparatami, byli dzisiaj na nowo otwartym dworcu. Takie właśnie miałem wrażenie widząc całą masę ludzi fotografujących wszystko co się tylko dało. Ja też z moim ajfonem dołączyłem do nich.

Wreszcie mamy dworzec w Katowicach. Jako wielki przeciwnik wyburzenia starego dworca, miałem duże wątpliwości czy w jego miejsce powstanie coś dobrego. Mieliśmy wielki dworzec zmasakrowany budami, straganami, reklamami i czym się tylko dało. A jednak była to świetna  brutalistyczna architektura, tylko niemiłosiernie przykryta brudem i radosną twórczością PKP oraz handlarzy.

Teraz mamy nieduży dworzec będący przybudówką do wielkiego centrum handlowego…
Do tej pory mogłem jednie podziwiać wejście do dworca i jego nowe kielichy. Słynne już kielichy są nawet fajnie zrobione. Znacznie gorzej wygląda przeszklenie między nimi. Nie wiem dlaczego stolarka jest czarna, co powoduje, że wygląda ciężko. Na dodatek podziały okien nie są takie jak na projekcie, a dodatkowe wzmocnienie wygląda paskudnie….

Ale gdy w kocu wszedłem do środka, musiałem przyznać, że… w sumie… właściwie… to podoba mi się 🙂 długo przyglądałem się do czego by tu można się przyczepić i jakoś nie mogłem za bardzo nic znaleźć.
Podoba mi się surowość betonu połączonego głównie z bielą i czernią. Podoba mi się czysta minimalistyczna forma. Bardzo nawet podoba mi się oświetlenie i nagłośnienie. Nie można też powiedzieć, że akustyka jest „jak na dworcu”. Fajne są toalety, choć nie wiedziałem ich na żywo, a tylko na zdjęciach. Kasy, oznaczenia, tablice informacyjne, zegary, wszystko jest na bardzo dobrym poziomie.
Nie ma za to poczekalni. Pasażerowie mogą przecież posiedzieć w knajpie, których jest tu mnóstwo ( i wszystkie na dobrym poziomie ), albo jeszcze lepiej iść na zakupy. Business is business….
Dwadzieścia miejsc siedzących to chyba trochę mało jak na Katowice!

Mały też wydaje się sam dworzec. Niby spory, ale wrażenie, że jest niewielki towarzyszy cały czas. Może zamiast narzekać, na fali ogólnego zadowolenia nowym dworcem, powiem, że jest nie mały , a kameralny 🙂

Miecze świetlne?

Moja pierwsza myśl gdy to zobaczyłem, była : O F@*&!!!! Co to za rury na stropie? I dlaczego ta stolarka jest taka beznadziejna?

Ten kosz mnie zachwycił

Jest dobrze, ale mogło być bardzo dobrze…

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
architektura
komentarz

24 października 2012

| przez Artur Nyk

Logika polskich przepisów

Gdy zobaczyłem ten napis, stanąłem jak wryty. Próbowałem przez długi czas przeczytać go ze zrozumieniem. Ale im dłużej czytałem, tym mniej rozumiałem 🙂
Niemniej, jest to świetny przykład urzędowego bełkotu. Choć ten pochodzi pewnie sprzed wielu lat, to wciąż są w wielu instytucjach równie zdolni, jak kiedyś, ludzie, tworzący nowe przepisy i regulaminy 🙂

Za każdym razem, gdy to czytam, nie mogę się nie uśmiechnąć 🙂 Za zezwoleniem oczywiście 🙂

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
do kawy
komentarz

22 października 2012

| przez Artur Nyk

Kalendarz, którego nie zrobiłem

I bardzo dobrze, bo prawdopodobnie uniknąłem dzięki temu kłopotów. A wszystko zaczęło się w czerwcu…
Zadzwoniła do mnie szefowa ze znajomej agencji z prośbą o wycenę dużej sesji do kalendarza. Wielkie maszyny, piękne kobiety i bardzo ograniczony czas na sesje. Dosyć długo trwało nim ustaliliśmy w jaki sposób można taką sesję zrobić, a co za tym idzie jak ją wycenić.
Klient oczywiście zażądał oszczędności, musieliśmy więc parę rzeczy zmienić. Jako, że do wyznaczonego terminu sesji były jeszcze trzy miesiące, rozmowy i ustalenia były robione na spokojnie.   W końcu dostałem informację, że robimy zdjęcia, że właściwie wszystko agencja z klientem ustaliła. Jeszcze tylko takie tam drobiażdżki zostały do dogrania…
Ale im bliżej było do zdjęć, tym robiło się bardziej nerwowo, bo klient jakoś miał coraz to nowe pomysły. W końcu okazało się, że właściwie to potrzebuje nie 12 zdjęć, a 24. Ale przecież skoro już robię zdjęcie z modelką, to mogę zrobić drugie trochę inne i też je im dać….
Zdziwienie klienta, że istnieje coś takiego jak prawa autorskie było całkiem spore. Jakoś doszliśmy do porozumienia wreszcie i już, już miała być podpisana umowa.

I nagle dostaję maila z drukarni z prośbą o wycenę kalendarza. Z opisu zdjęć wynika dokładnie, że to ten sam klient. Dzwonię więc do agencji z pytaniem o co chodzi i czy wiedzą, że klient rozmawia też bezpośrednio z drukarnią. Oczywiście nie wiedzieli.
Nie ma w tym nic złego by sprawdzać kilka agencji czy drukarni i prosić o wycenę. Ale w tym przypadku agencja wykonała już sporą pracę na rzecz klienta i miała świadomość, że jest jedyną, która pracuje nad tym tematem. Napisałem „świadomość”? Chciałem napisać „złudzenie”.

Jedynym rozwiązaniem dla agencji była krótka rozmowa z klientem i uświadomienie go, że w tym momencie wszystkie prace są wstrzymane do czasu podpisania umowy.
Minął miesiąc od pierwotnego terminu sesji i klient zadeklarował się, że w tym roku całość produkcji go przerosła, ale w przyszłym roku na 100% robimy tą sesję. Przyjąłem to oświadczenie z należnym spokojem graniczącym z niedowierzaniem.

I szybko okazało się, że miałem rację. Po kilku dniach zadzwonił mój telefon i miły pan zaproponował mi sesję zdjęciową do kalendarza. Tak. Macie rację, to znowu chodziło o ten sam kalendarz. Przeprosiłem grzecznie, że w tej chwili jestem na sesji i nie mogę rozmawiać ( co było zgodne z prawdą ) i obiecałem oddzwonić na drugi dzień. Wcześniej zadzwoniłem jednak do agencji. I znowu macie rację ! Agencja nic o tym nie wiedziała i miała pewność, że w tym roku klient nie będzie robił kalendarza.

Tak jak obiecałem, oddzwoniłem do miłego pana, by porozmawiać o kalendarzu. Ponieważ rozpocząłem rozmowę od stwierdzenia, że wiem już wszystko na temat zdjęć, a nawet już dawno temu zrobiłem im kalkulację, która oni zresztą zaakceptowali, to właściwie na tym nasza rozmowa się szybko skończyła. Pan okazał wielkie zdziwienie i prawdziwy smutek, gdy usłyszał, że moja wycena nie będzie się różniła od tej przedstawionej przez agencję  ( agencja nie kryła, że to ja mam robić zdjęcia ) i umówił się ze mną na spotkanie w przyszłym tygodniu. Było to miesiąc temu….

Powiem szczerze, że bardzo mnie wkurzają klienci, którzy kombinują i próbują jakiś dziwnych gierek. I jeszcze mają nas za kretynów, którzy w niczym się nie zorientują.
Podejrzewam, a nawet mam pewność, że gdybym zgodził się na współpracę z nimi, to miałbym całe mnóstwo nowych tematów na bloga 🙂

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
foto mądrości, sesja
komentarz

18 października 2012

| przez Artur Nyk

Chora Sesja

Kotek kicha i kicha. Nie było więc innego wyjścia, jak odwiedzić panią doktor. Łatwo powiedzieć, ale Sesja najpierw musi łaskawie przyjść do domu w godzinach, gdy klinika jest czynna, a ja akurat też w nim jestem. Nie tak łatwo było to zgrać, ale wczoraj w końcu się udało. Ojciec pilnował, by Sesja zniosła dobrze jazdę samochodem, pani doktor zbadała, dała antybiotyki i nakazała tygodniowy areszt domowy.
Nie ma więc włóczenia się po ogródkach razem z kumplami, gonienia wróbli, denerwowania psów. Trzeba siedzieć w domu i koniec. A to nie jest takie proste. Zwłaszcza dla mnie. Sesja, która do tej pory miauknęła raz na jakiś czas, nagle rozgadała się na całego. Od cichutkiego „miau”, przez żałosne „miiiau”, po głośne „MIAAUU” i całą masą stanów pośrednich.
Gdy nie dało efektu ani to, ani wskakiwanie na moje biurko i patrzenie mi w oczy, kot postanowił sam otworzyć sobie drzwi. Nie pomogło ciągnięcie łapką drzwi od spodu. Każdy kot umie tak sobie otworzyć choćby szafkę w kuchni.

W następnej minucie patrzyłem w zdumieniu, jak Sesja stanęła na tylnych łapach, a przednimi próbowała manipulować przy zamku!!! No tego się nie spodziewałem. Miałem wrażenie, że gdyby była to zasuwka, a nie gałka, to mogłoby jej się udać.
Zacząłem już podejrzewać, że Sesja tylko udaje zwykłego kota, a tak naprawdę nie miałaby problemu z podjęciem decyzji, czy zasunąć dach, gdy pada deszcz 🙂
Jednak chwilę potem, gdy przez parę minut próbowała przejść przez szklane drzwi, młócąc w nie łapkami, zrozumiałem, że to tylko zwykły kotek 🙂

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
do kawy
komentarz

17 października 2012

| przez Artur Nyk

Ostrzeżenie

Skończyłem już moje nieustanne wędrówki po kopalniach, hutach i hałdach węgla. Teraz już została nam „tylko” postprodukcja. Przebijam się przez kilka tysięcy klatek jakie zrobiłem i trochę żałuję, że nie miałem czasu na zrobienie większej ilości zdjęć z kopalń. Zwłaszcza żałuję, że nie sfotografowałem  niezliczonej ilości tablic zachęcających do przestrzegania przepisów BHP.
Widziałem zarówno te najnowsze, jak i pamiętające czasy słusznie minione. Gdy byłem mały często zachodziłem do pracy mojego ojca, który tego typu reklamy i tablice robił. Z tego czasu pozostało mi chyba zainteresowanie takimi reklamami. Zresztą w dzisiejszych czasach gdy całą grafikę robi się komputerowo, ręcznie malowane tablice robią wrażenie 🙂
Trzeba przyznać, że siła przekazu bywa tu rażąca 🙂

 

 

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
do kawy
komentarz

10 października 2012

| przez Artur Nyk

Sprawdzam ubezpieczenie….niestety

Rok temu opisywałem jak ubezpieczyć aparat. Teraz nadszedł czas by sprawdzić czy rzeczywiście to działa.
Tydzień temu robiłem sesję plenerową z dziećmi na terenie kopalni. Była piękna pogoda ale i tak musiałem doświetlić lampami moich pięciu małych modeli i fontannę przy której robiliśmy zdjęcia. W połowie sesji gdy wreszcie powoli udało mi się zapanować nad gromadką dzieci, nagle zerwał się mocny wiatr. Najpierw zwiało mój laptop, który był w osłonie przeciwsłonecznej Lastolite i leżał na walizce. Osłona zadziałała jak żagiel. Na szczęście walizka leżała na ziemi, więc upadek był wysokości  około 20 cm. W sumie więc, nic się nie stało.

Przestraszyłem się wtedy i słusznie zresztą, że mogą się przewrócić moje lampy. Zamiast obciążać statywy, poprosiłem, by ludzie potrzymali je. W ten sposób już nic złego się nie stało do końca sesji.
Gdy już skończyliśmy i zaczęliśmy pakować sprzęt, znowu mocno zawiało. Jedna z głowic generatora, która stała w miejscu, jak mi się zdawało, osłoniętym od wiatru, przewróciła się nagle….
Miałem tak założoną czaszę beauty dish o średnicy 82 cm, czyli niezły żagiel.

W pierwszej chwili nawet się nie przejąłem bardzo. W mojej 20 letniej karierze, nie raz mi się zdarzało już coś takiego. I zwykle nic się nie stało poważnego. Podniosłem lampę, zobaczyłem uszkodzony lekko uchwyt i nadal miałem nadzieję, że to wszystko co się stało.

Dopiero w domu przyjrzałem się lampie dokładnie i wtedy zauważyłem, że palnik jest cały popękany w miejscu mocowania.

Potem zadzwoniłem do mojej agentki 🙂

Zgłosiłem szkodę na infolinii Allianz wieczorem. W południe był już u mnie likwidator, zrobił mnóstwo zdjęć, spisał protokół i kazał czekać na wiadomość z centrali. Na drugi dzień dostałem mail z informacją, że muszę jeszcze dosłać fakturę zakupu i wycenę naprawy lampy z serwisu.

Lampę właśnie jedzie do Milso do Warszawy i zobaczymy jak się dalej sprawa potoczy. Wiem już, ( na co oczywiście nie zwróciłem specjalnej uwagi przy zawieraniu ubezpieczenia ), że muszę pokryć wkład własny do ubezpieczenia czyli 300 zł.  Nie da się tego ominąć  niestety w żaden sposób.

Jak historia się skończy, oczywiście poinformuję Was. Teraz się okaże, czy warto było ubezpieczyć…

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
Elinchrom, porady, sesja, sprzęt
komentarz

10 października 2012

| przez Artur Nyk

Samolot na własność

Wiele już razy robiłem zdjęcia na lotnisku w Pyrzowicach, ale wczoraj po raz pierwszy mogłem zajrzeć do nowego hangaru, gdzie przeprowadza się przeglądy i modernizacje samolotów. Miałem do wyłącznej dyspozycji Boeinga 737, wprawdzie tylko na parę godzin, ale i to sprawiło, że gdy weszliśmy do hangaru, to na początku biegałem naokoło samolotu i nie mogłem się zdecydować, gdzie zacząć robić zdjęcia 🙂

Tak naprawdę to miałem do zrobienia tylko jedno zdjęcie do kalendarza, ale nie mogłem sobie odmówić, by przy okazji nie zrobić czegoś jeszcze.

Wczoraj tym zdjęciem zakończyłem pracę przy dwóch kalendarzach, które robiłem równocześnie, może więc teraz będę miał trochę więcej czasu, by pisać tutaj…
No chyba, że….  Ale zobaczymy, decyzje właśnie zapadają 🙂

Octa 175cm wydaje się tutaj taka malutka…

Piloci nie mają zbyt dużo miejsca, ale na ekspres do kawy znalazło się miejsce. I to rozumiem 🙂 

Woleliśmy nie sprawdzać co by było gdyby lampa przewróciła się na samolot. Obawiam się, że moje OC mogłoby nie pokryć strat 🙂

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
backstage, plenery, sesja
komentarz

6 października 2012

| przez Artur Nyk

Do Gdyni na lekko

Dawno nad morzem nie byłem. Dawno też nie jechałem tam pociągiem. A już zupełnie nie pamiętam kiedy ostatnio jechałem tam na zdjęcia.
W ubiegły czwartek ledwo skończyłem całodzienną sesję na kopalni, która obfitowała w mrożące mi krew w żyłach chwile ( o tym napiszę następnym razem… ), wsiedliśmy w nocny pociąg do Gdyni.
Rano po komfortowej podróży ( oczywiście nie było szans na kuszetki ), prosto z dworca zawieziono nas do portu na zdjęcia.

Ponieważ wiedziałem, że będę musiał chodzić po dziwnych miejscach, zabrałem minimum sprzętu. Canona 5Dm2 bo jest znacznie lżejszy od mojej Jedynki i dwa obiektywy. Całość spakowałem w s sprawdzony w bojach plecak Cobra. Skoro w Tunezji nikt go nie chciał ukraść, to miałem nadzieję, że w nocnym pociągu też nie zwróci na siebie uwagę złodziei.
A co tam fotografowałem? To proste. Węgiel 🙂

Jak było możecie zobaczyć na zdjęciach, które zrobiła Marta.

BHP górą nawet nad morzem. Dar Młodzieży przed obiektywem.

Kontynuuj →

backstage, Canon, plenery, podróże, sesja, sprzęt
komentarz

© Artur Nyk

↑

Polityka plików cookies

Mam najlepsze ciasteczka, idealne do kawy. Życzę miłego oglądania moich fotografii Odwiedź stronę Polityka plików „cookies” aby dowiedzieć się więcej.

Close