Zdjęcia robimy tylko i wyłącznie w formacie RAW.
Tą mądrość powtarzam wszystkim od czasu gdy kupiłem moją pierwszą cyfrę czyli Canona 10D. Sam zawsze mam włączony ten format w aparacie i nigdy go nie ruszam, bo nie mam takiej potrzeby. Tym samym nigdy nie sprawdzam co mam ustawione, no bo w końcu po co?
Już wiesz do czego zmierzam? Zgadza się. Zaliczyłem mega wtopę i zrobiłem zdjęcia w jpg. Na szczęście w ostatniej chwili się zorientowałem.
Było tak. Pojechałem do Warszawy i przy okazji, postanowiłem oddać mojego 1Ds mk3 do serwisu na porządne czyszczenie matrycy. Chciałem to zrobić i sprawdzić przebieg, bo sprzedaję już moją Jedynkę. Zwykle robię to w serwisie w Chorzowie, ale tam dowiedziałem się już dawno, że nie są oni w stanie opróżnić zbiornika, w którym gromadzi się kurz. Jest to coś w rodzaju taśmy klejącej, do której przykleja się kurz, wzbudzony przez ultradźwiękowy mechanizm samoczyszczenia aparatu. Gdy zaklei się cały, po prostu przestaje przyjmować kurz i ultradźwięki tylko wzbijają drobinki pyłu w powietrze i na tym się kończy. Czyszczenie matrycy bez opróżnienia zbiornika, ma więc ograniczoną skuteczność. W serwisie firmowym Canona, opróżniają też zbiornik, więc czyszczenie daje znacznie lepszy efekt.
Czyszczenie miało być zrobione prawie od ręki, co potwierdzono mi, gdy pokazałem moją kartę CPS. Zostawiłem aparat i pojechałem na kolejne spotkanie, pech sprawił, że musiałem jechać na drugą stronę Wisły. No i stało się, dopadły mnie absurdalne warszawskie korki i nie zdążyłem odebrać aparatu przed zamknięciem serwisu. Nawet jakoś bardzo się tym nie przejąłem, zadzwoniłem tam na drugi dzień i poprosiłem o odesłanie sprzętu kurierem, z czego już parę razy wcześniej korzystałem.
Nie przejąłem się, bo sesję, którą miałem zrobić następnego dnia dla moich znajomych, moglem spokojnie zrobić 5D mk2.
Zdjęcia miały zacząć się od rana, ale ponieważ nie mieliśmy jakiegoś dużego pośpiechu, wszystko się trochę opóźniło. Nim zaczęliśmy, pojawił się kurier z moim aparatem. No, a skoro miałem Jedynkę, to wolałem pracować na niej.
Zaczęliśmy od portretów na białym tle, oczywiście świecąc normalnie błyskiem. Zdjęcia finalnie miały być czarno białe. Wybrałem tak trochę w ciemno profil Ilforda FP4 Plus w Aperture i zrobiłem pierwsze zdjęcia. Wszystko było ok, sprawdzałem ostrość, zobaczyłem też jak będzie wyglądało zdjęcie przy profilu innego filmu, ale ostateczną decyzję zostawiłem sobie na później.
Przy następnym planie, zmienił się nam pomysł i skończyło się na bardzo ciemnym tle i minimalnej ilości światła. Sylwetki miały wychodzić tylko z ciemności. Pracowaliśmy zmieniając szczegóły i tuż przed finalnymi zdjęciami postanowiłem sprawdzić ostrość. W zasadzie to już wcześniej coś mi nie pasowało. Przejścia tonalne były dosyć kontrastowe, a szczegóły w cieniach prawie nie istniały. Ale nie przejmowałem się tym, biorąc to na karb nieszczęśliwie dobranego w tym momencie profilu filmu. Dopiero gdy powiększyłem zdjęcie na 100%, zdębiałem. Zdjęcie miało tak kiepską ostrość, że odruchowo sprawdziłem, czy mam w ogóle włączony autofokus. Był. Nie wiedziałem o co chodzi i robiłem zdjęcie za zdjęciem, nie mogąc zrozumieć dlaczego zdjęcia wychodzą mało ostre. Wyglądało to trochę tak, jakbym fotografował przez zatłuszczony filtr. Niby coś było ostre, ale jednocześnie wszystko było rozmyte. Zacząłem się denerwować, wyobrażając sobie, jakie to awarie spotkały mój aparat lub obiektyw i w pewnym momencie zaświtała mi pewna myśl… Prawie już trzęsącymi się rękami, zacząłem naciskać przyciski by dostać się do pewnej pozycji menu, bo zapomniałem, że przecież mam tą informację wyświetloną na stałe na wyświetlaczu. Jak byk, w miejscu gdzie powinno być RAW, widniała tam literka L…
Przełączyłem, zrobiłem zdjęcie i nagle cały obraz się zmienił diametralnie. Ostrość, przejścia tonalne, szczegóły, wszystko się pojawiło. Odetchnąłem, a moi znajomi, płakali prawie za śmiechu, widząc moje reakcje.
W serwisie przełączyli RAW na jpg i tak to zostawili, a ja nie sprawdziłem tak podstawowej rzeczy.
No i jeszcze raz, bardzo dokładnie się przekonałem jak duża jest różnica między RAW, a jpg. W zdjęciach robionych na biały tle, była prawie nie widoczna, za to tam gdzie warunki były już trudne, dużo mocnych cieni i mało światła, jpg poległ na całej linii. Gdybym się nie zorientował, powstałby wielki problem, bo to akurat zdjęcie było planowane na bardzo duży wydruk, który z takiego jpga po prostu wyglądałby tragicznie.
Piszę o tym ku przestrodze, by zawsze sprawdzać nawet najbardziej oczywiste rzeczy. No i by przypomnieć, że RAW rządzi 🙂