Cudowny kalendarz
Zgodnie z kolejnością komentarzy, są to :
1. Artur
2. Hattu
3. Ttphotography
4. Amsixtyseven
5. Leszek
29 grudnia 2011
| przez Artur NykZgodnie z kolejnością komentarzy, są to :
1. Artur
2. Hattu
3. Ttphotography
4. Amsixtyseven
5. Leszek
26 grudnia 2011
| przez Artur NykOglądałem wczoraj film o Annie Leibovitz. Nigdy nie przepadałem za jej zdjęciami, a zwłaszcza byłem mocno rozczarowany kalendarzem Pirelli w jej wykonaniu. Kompletnie nie pasował mi sposób, w jaki pokazywała kobiece ciało. Dla mnie te kobiety wyglądały zbyt męsko….
Potem Annie zrobiła kalendarz Lavazza i tym bardziej uznałem, że kompletnie nie były to trafione fotografie.
Przyznam się szczerze, byłem negatywnie nastawiony do niej. Gdy jednak obejrzałem film i przypomniałem sobie stare zdjęcia Leibovitz, to zmieniłem zdanie. Pamiętacie na pewno słynne zdjęcie Whoopi Goldberg albo Demi Moore.
![]() |
Fot. Annie Leibovitz |
![]() |
Fot. Annie Leibovitz |
Annie Leibovitz opowiadała, że na początku zupełnie nie miała ochoty fotografować mody, bo ani się na tym nie znała, ani ją to nie interesowało. Ciekawe wyznanie, jak na fotografa jednego z ważniejszych magazynów o modzie…. Chciała robić portrety, moda była przy okazji. Ale ponieważ jej nazwisko było coraz bardziej rozpoznawalne, coraz więcej znanych osób chciało, by zrobiła im zdjęcie. Dzięki temu mogła żądać coraz większych budżetów na sesje. A dzięki temu zdjęcia były coraz bardziej spektakularne. Taka samonakręcająca się zależność…
Nie umniejsza to jednak jej umiejętności. Gdyby nie potrafiła zrobić dobrych zdjęć, nawet największy budżet niezbyt by tu pomógł. Jednak pomaga…. i to jak. Przyznam jednak szczerze, że wolę „zwykłe” zdjęcia Leibovitz, niż te bardzo baśniowe, z dużą ilością montaży. Te drugie klimatem trochę przypominają mi fotografie Horovitza.
Duży budżet to też duża odpowiedzialność, nie tylko za wydawane pieniądze, ale przede wszystkim za efekt. Bardzo łatwo przesadzić z efektami. Znacznie trudniej jest ciągle zrobić prosty, dobry portret.
19 grudnia 2011
| przez Artur NykKryzys mamy wielki. Już nawet największe firmy odzieżowe nie mają kasy i szukają darmowego fotografa, by pomógł im i za darmo zrobił nowe zdjęcia. Taką biedną firmą jest Reserved, który w sobotę ogłosił na FB :
„UWAGA, SZUKAMY ZDOLNEGO FOTOGRAFA
Szukamy kogoś kto ma talent, ochotę i czas by zrealizowac sesję 28 i 29 grudnia w Łodzi”
Niby nie można w tej sprawie nic zrobić.
Niby.
Ale ja nie będę już nic kupował w Reserved.
15 grudnia 2011
| przez Artur NykWreszcie po wielu dniach, no dobrze, nie ukrywajmy tego, po wielu miesiącach skończyliśmy obróbkę pierwszego zdjęcia z sesji z Karoliną. Sesja była w maju, teraz mamy grudzień…..nawet nie będę liczył, ile czasu upłynęło.
Dlaczego tak długo to trwa? Odpowiedź jest prosta. Pierwszeństwo zawsze mają zlecenia płatne, nawet jakby były najbardziej nudne. Sesja do portfolio, choć jest bardzo ważna, bo przekłada się potem na następne zlecenia, to jednak musi ustąpić temu, na co czekają klienci. Oczywiście, mógłbym zlecić obróbkę komuś innemu, ale wtedy nie dostałbym tego, co chciałbym. Próbowałem już pracować przy obróbce przez internet, ale to sprawdza się tylko przy prostych zdjęciach, gdzie w paru słowach mogę określić, co trzeba zrobić.
Przy obróbce zdjęć do portfolio, które mają pokazać mój sposób patrzenia na obraz i moją wizję fotografii, muszę widzieć każdy etap obróbki i mieć na niego wpływ. To zbyt ważny etap kreacji zdjęcia, by zdać się to, co ktoś inny wymyśli. Jasne, czasem może nawet wymyślić coś, na co ja bym nie wpadł, ale to jest jednak ruletka.
Pracując cały czas z jedną osobą, można wypracować jednolitą stylistykę. Z Gosią pracuję już drugi rok i dzięki temu wielu rzeczy nie muszę już nawet tłumaczyć. Ponieważ dobrze zna moje fotografie, wie, co chcę osiągnąć wizualnie. Ja natomiast mam zaufanie, że wszystko będzie zrobione bardzo porządnie. Bardzo polecam Wam właśnie taką stałą współpracę.
A wracając do tematu wpisu. Modelki oczekują, że zaraz po sesji dostaną gotowe obrobione zdjęcia. I wcale im się nie dziwię. Pracując przy takich sesjach bez wynagrodzenia, jedynie za zdjęcia, mają prawo oczekiwać, że dostaną je w miarę szybko.
Z rozmów z modelkami wiem, że fotograf, który nie wysyła im zdjęć po sesji w rozsądnym terminie, bardzo szybko może być skreślony i nikt za chwilę nie będzie chciał z nim pracować. I naprawdę nie dziwię się im.
Karolina wykazała się wielką cierpliwością. Choć mówiłem od początku, że chcę zrobić wszystkie zdjęcia z tej serii, nim weźmiemy się za obróbkę, to sam nie sądziłem, że tyle to potrwa 🙂
Tym razem udało mi się i Karolina nie wpisała mnie na czarną listę. Chyba 🙂
Ale Koleżanki i Koledzy Fotograficy, nie idźcie tą drogą 🙂 A jeżeli już nie macie czasu obrobić szybko zdjęć, to od razu mówcie o tym modelkom.
14 grudnia 2011
| przez Artur NykCoś mi się wydaje, że mogę włożyć kij w mrowisko, ale ostatnio zobaczyłem coś takiego u Nikona, że muszę się wypowiedzieć na ten temat. Na początku powiem powoli i bardzo dużymi literami: nigdy nie robiłem zdjęć tego typu aparatem, nawet nie wiem, czy miałem coś takiego w ręce. Nigdy też nie marzyłem o fotografowaniu magiczną Leicą. Po prostu nigdy idea aparatu nie będącego lustrzanką, a mającego wymienne obiektywy, nie przekonywała mnie.
Wiem, wiem, skoro nigdy nie fotografowałem bezlusterkowcem to w ogóle nie powinienem się wypowiadać. Ale sięgnę do bogatej w naszym kraju tradycji wypowiadania się na temat, o którym nie ma się pojęcia. Skoro posłowie i politycy mogą, to ja też 🙂
No bo po jakiego grzyba mi aparat, który ani nie jest naprawdę mały, ani ergonomiczny? Do tego jeśli założy się trochę większy obiektyw, to wygląda komicznie? Uchwyt zwykle praktycznie nie istnieje, więc dłuższa praca nie jest wygodna. Do tego nie ma wizjera! Aparat bez wizjera? To jak kawa bez kofeiny. Na wakacje może się nadaje, ale nie do poważnego fotografowania. No dobrze, wiem, jestem zachowawczy w swoich przyzwyczajeniach, kiedyś fotograficy narzekali, po co w aparacie światłomierz, a dzisiaj nikt z tego powodu nie robi problemu.
Nie mogę zrozumieć, po co robić aparat, który z założenia ma być mały, dający się łatwo transportować, niewiele ważyć, nie rzucać się w oczy itd, a potem wyposażać go w wielki obiektyw?
Jeszcze z systemowym „naleśnikiem” taki aparat może mieć sens, ale nie z wielkim zoomem, który z powodu swojej wagi sprawia, że wyważenie całości jest niekorzystne. Zwłaszcza, że nawet nie ma za co porządnie złapać tego aparatu.
A to, co mnie kompletnie ubawiło wczoraj, to informacja o wypuszczeniu przez Nikona adaptera FT1, który umożliwia założenie do najnowszego Nikona 1 optyki z lustrzanek. Mamy więc sytuację taką: małe body+duży adapter+wielki obiektyw, co daje nam coś w rodzaju kolarzówki z oponami terenowymi i do tego z dodatkowymi kółkami do nauki jazdy….
Nikon opisuje sens adapteru takimi słowami : „niespotykane możliwości dobrania obiektywu do sytuacji zdjęciowej oraz eksperymentowania z nowymi, kreatywnymi pomysłami „.
Pozostawiam to bez komentarza.
Do tego za całą przyjemność trzeba będzie zapłacić około 300 dolarów. Już widzę kolejkę ustawiającą się po ten adapter….
A tak serio to bardzo chętnie poznam argumenty przemawiające za kupnem bezlusterkowca, niekoniecznie Nikona. bo dla mnie argumentem nie jest ani cena, ani wielkość, ani niezwykłe możliwości. Traktuję tego typu aparaty jako modny i ładny gadżet. Ale słucham, wyprowadźcie mnie z błędu 🙂
12 grudnia 2011
| przez Artur NykZdarzyło mi się wielokrotnie fotografować muzyków. Zwykle robiłem to w trakcie koncertów, czasem nawet na zasadach wyłączności, jak np. Chicka Corea, czy Vollenweidera, o czym jeszcze napiszę, jak uda mi się zeskanować stare filmy. Znacznie rzadziej fotografowałem muzyków w studio.
A zdecydowanie najprzyjemniej wspominam sesję z Leszkiem Możdżerem. W 2004 nagrał płytę z orkiestrą studentów Akademii Muzycznej w Katowicach. Na potrzeby płyty fotografowałem całą orkiestrę, a na końcu samego Leszka.
Przyznam się, że w momencie robienia sesji nie miałem pojęcia kim dokładnie jest Leszek Możdżer. To, że jest muzykiem, to wiedziałem, ale jak znakomitym to już nie 🙂
Dzięki temu podszedłem do zdjęć na pełnym luzie. Od razu przeszliśmy na „ty”, porozmawialiśmy o tym, jak powinny zdjęcia wyglądać i w ciągu jednej godziny zrobiliśmy cały materiał, po czym wybraliśmy zdjęcia na płytę. To była chyba najszybsza sesja w moim życiu. Niejeden profesjonalny model nie potrafi tak pozować, jak on.
Z całego materiału wybraliśmy zgodnie jedno zdjęcie. Niestety, nigdy nie zobaczyłem tej płyty, raz jedynie znalazłem ją na jakiejś zachodniej stronie. W sumie to moja wina, bo nie dopilnowałem wtedy, by dostać egzemplarz autorski.
Fotografowałem wtedy moim pierwszym cyfrowym Canonem 10D. Nie był to aparat dobrze radzący sobie w studio. Mocno ocieplił wtedy te zdjęcia, ale to właśnie wtedy nam się spodobało i tak już zostało.
Na koniec zrobiłem jeszcze Leszkowi serię zdjęć, ale jeszcze szybko chyba nie zdecyduję się ich opublikować. Powiem Wam tylko, że to bardzo wyluzowany gość 🙂
9 grudnia 2011
| przez Artur NykTemat umowy z modelami ciągle wraca w rozmowach i mailach od Was. Planowałem,, by coś na ten temat napisać, ale to co podesłał mi w tym tygodniu znajomy, dało mi impuls by zabrać się za ten temat od razu.
Po pierwsze, zadajmy sobie pytanie w jakich sytuacjach należy podpisać umowę. Podzielmy sobie je na trzy najczęściej spotykane rodzaje sesji:
1. Sesja do portfolio.
Z założenia będą to zdjęcia niekomercyjne, przeznaczone do umieszczenia w portfolio fotografa, modelki wizażystki, fryzjera, stylistki itd. Cała ekipa pracuje wtedy bez wynagrodzenia i jedyny zysk dla wszystkich to fotografia, którą mogą się pochwalić.
Przyznam się, że ja w takich sytuacjach zwykle nie podpisuję żadnej umowy, ponieważ pracuję ze stałą, zaufaną ekipą. Jednak sam zdaję sobie sprawę, że lepiej byłoby mieć choć najprostszą umową potwierdzającą na jakich warunkach pracujemy. Wystarczy np. taki tekst :
” Zgadzam się na wykorzystanie fotografii powstałych na sesji w dniu… wyłącznie do celów promocyjnych osób biorących udział w sesji i publikacji w ich portfolio w wersji drukowanej i elektronicznej. Wszelkie inne sposoby użycia tych fotografii należy określić osobną umową za zgodą wszystkich osób biorących udział w sesji.”
Można jeszcze dla pewności opisać sesję i wypisać wszystkie osoby pracujące przy niej. Jeśli zdjęcia robione są cyfrą to każde zdjęcie będzie łatwo zidentyfikować, czy było zrobione właśnie w trakcie tej sesji.
Gdy ktoś z ekipy ma możliwość sprzedania zdjęcia, wtedy ustalamy podział pieniędzy ispisujemy już konkretne umowy, o których będzie dalej.
2. Sesja na koszt fotografa.
Może oczywiście być też na koszt wizażystki lub modelki, ale najczęstszym przypadkiem jest, gdy fotograf organizuje sesję na swoje potrzeby lub by uzyskać zdjęcia na sprzedaż. Wtedy fotograf występuje w roli klienta, który decyduje o charakterze całości, a reszta pracuje według jego wskazówek. Jest to jak najbardziej komercyjna sesja, jednak forma wynagrodzenia ekipy może być różna. Przyjmijmy, że fotograf chce zrobić sesję, którą będzie potem mógł wrzucić do banku zdjęć, aby uzyskać (potencjalny, niekoniecznie rzeczywisty) zysk.
Może się umówić z modelką na konkretną kwotę wynagrodzenia lub na pozowanie w zamian za fotografie do portfolio modelki. To oczywiście rzadsza sytuacja, jednak też się zdarza. Potrzebna jest wtedy umowa, która dokładnie opisuje, na co zgadza się modelka i co fotograf może zrobić ze zdjęciem.
Każdy bank zwykle chce, by umowa z modelem była spisana według jego standardów. iStockphoto opisuje swoje wymagania w taki sposób.
A jeśli nie wiecie, co zrobicie ze zdjęciami w przyszłości, ale chcecie mieć pełne prawa do nich, spiszcie chociaż prostą umowę, gdzie model podaje wszystkie swoje dane i zgadza się przekazać swoje prawa do wizerunku w zamian za określone wynagrodzenie.
I tu mała uwaga. Jeżeli w umowie napiszecie, że model przekazuje prawa na „wszystkie” pola eksploatacji, to tak naprawdę nic to nie znaczy w języku prawniczym. Trzeba je konkretnie określić np.
jako: Utrwalanie, w tym audiowizualne i zwielokrotnianie jakąkolwiek z technik, niezależnie od standardu, systemu i formatu oraz archiwizowanie utworu zawartego na płytach CD-ROM, DVD oraz w pamięci komputera, wprowadzanie do obrotu, najem, dzierżawa, lub użyczanie oryginału utworu, elektroniczne udostępnianie na zamówienie egzemplarzy utworów, utrwalanie i zwielokrotnianie drukiem lub podobną techniką,wykorzystywanie dla celów reklamy, promocji, oznaczenia lub identyfikacji firm, ich produktów i innych przejawów ich działalności, a także przedmiotów ich własności, utrwalanie i zwielokrotnianie poligraficzne, na płytach CD, DVD, publikowanie w internecie, wykonywanie praw zależnych, udzielanie sublicencji na wyżej wymienionych polach eksploatacji.
Zdaję sobie sprawę, że brzmi to dosyć dziwnie, ale przepisałem sobie ten zakres z jakiejś bardzo mądrej umowy 🙂
3. Sesja komercyjna. To sytuacja, gdy umowa jest bezwzględnie konieczna. Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdy mam sprzedać zdjęcia klientowi i nie mieć pisemnej i precyzyjnej umowy z modelką.
Umowę, którą ja się posługuję, stworzyła mi kiedyś moja znajoma prawniczka i chociaż jest bardzo prosta to nigdy żaden prawnik z dużej korporacji nie miał do niej zastrzeżeń. Ta prostota jest wręcz jej zaletą, gdyż wszyscy są w stanie dobrze ją zrozumieć. Oto, jak wygląda =:
Gdy to przeczytałem to zatkało mnie z wrażenia. Nie dość, że u umowie nie ma podstawowych faktów, jak kwota wynagrodzenia, czy termin płatności, to jeszcze fotograf wymaga przekazania wszystkich praw, aby mógł dowolnie sprzedawać te zdjęcia. Teoretycznie nie ma w tym nic złego, jeśli modelka jest tego świadoma. W tym przypadku jednak cały czas była mowa o katalogu bielizny i koniec. Umowę dostała do podpisu na dwa dni przed wyjazdem. Domyślacie się pewnie, że w rezultacie nie podpisała tej umowy. Nie dziwię się…
7 grudnia 2011
| przez Artur NykNie wiem, jak Wy, ale ja czasem muszę sobie przypomnieć, że Pirelli robi opony, a nie kalendarze. W mojej świadomości to kalendarze są zawsze na pierwszym miejscu. Czy inni podobnie kojarzą tę firmę? Czy więc coś, co miało firmę reklamować, nie zaczęło z czasem żyć własnym życiem? Obawiam się, że chyba trochę tak jest.
No właśnie, zapomnijmy o oponach, bo właśnie pokazały się pierwsze zdjęcia z nowego kalendarza Pirelli na 2012 rok. Tym razem autorem zdjęć jest prawdziwy fotograf Mario Sorrenti, a nie projektant sukienek, co bardzo mnie cieszy.
Nie mam już powodów do narzekań, fotografie podobają mi się. Przynajmniej w większości. Pewnie im dłużej będę je oglądał, tym więcej w nich zobaczę. Moje pierwsze wrażenia to niezwykła gra światła, kojarząca się z malarstwem impresjonistycznym na niektórych czarno-białych zdjęciach. Ale też i kolorowe fotografie są znakomite. Światło na Korsyce zawsze bardzo mi się podobało.
Zresztą, zobaczcie sami, bo fotografie powinno się oglądać, a nie o nich mówić….
![]() |
fot. Mario Sorrenti/Pirelli |
![]() |
fot. Mario Sorrenti/Pirelli |
![]() |
fot. Mario Sorrenti/Pirelli |
![]() |
fot. Mario Sorrenti/Pirelli |
![]() |
fot. Mario Sorrenti/Pirelli |
![]() |
fot. Mario Sorrenti/Pirelli |
![]() |
fot. Mario Sorrenti/Pirelli |
![]() |
fot. Mario Sorrenti/Pirelli |
![]() |
fot. Mario Sorrenti/Pirelli |
![]() |
fot. Mario Sorrenti/Pirelli |
![]() |
Dodaj napis |
![]() |
fot. Mario Sorrenti/Pirelli |
![]() |
fot. Mario Sorrenti/Pirelli |
![]() |
fot. Mario Sorrenti/Pirelli |
![]() |
fot. Mario Sorrenti/Pirelli |
![]() |
fot. Mario Sorrenti/Pirelli |
![]() |
fot. Mario Sorrenti/Pirelli |
![]() |
fot. Mario Sorrenti/Pirelli |
5 grudnia 2011
| przez Artur NykJeżeli ktoś myśli w dzisiejszych czasach, że robi coś absolutnie niepowtarzalnego i niezwykłego w fotografii, to raczej się myli. Mamy wciąż przed oczami tysiące zdjęć i nawet, jeśli byśmy nie chcieli to i tak się nimi podświadomie inspirujemy. Raz wychodzi to lepiej, innym razem efekty są gorsze, jednak nie da się przed tym uciec.
Można też zrobić coś wtórnego zupełnie, nie zdając sobie z tego sprawy. Pamiętam, jak mój znajomy wymyślił sobie i zrealizował trudną sesję z modelką w samochodzie, a na drugi dzień zobaczył prawie identyczne zdjęcie w jakimś zachodnim magazynie. Podłamał się facet, bo myślał, że jego pomysł jest taki świeży i odkrywczy 🙂
Wiele lat temu zrobiłem serię zdjęć abstrakcyjnych, fotografując szkło i papier. Miałem z tej okazji kilka wystaw, pojawiło się też trochę zleceń dzięki tym fotografiom, ale do dzisiaj nie trafiłem na nic podobnego. Do dzisiaj, bo właśnie zobaczyłem informację o wystawie Wolfganga Tillmansa .
Jego zdjęcie tak przypomina mi moje własne, że sam jestem zaskoczony. Nie mam oczywiście identycznego zdjęcia, chodzi mi raczej o sposób tworzenia obrazu, posługiwanie się złudzeniem.
Dokładnie w ten sam sposób posługiwałem się papierem, choć tworzyłem inne formy.
![]() |
fot. Wolfgang Tillmans |
Kiedyś przy okazji wystawy, rozmawiałem na temat moich zdjęć z Tomkiem Sikorą. Stwierdził wtedy, że to takie zdjęcia dekoracyjne do wnętrz. Ciekawy jestem, co powiedziałby o zdjęciach Tillmana?
Jak wiecie moje wątpliwości co jest, a co nie jest sztuką, są od dawna takie same 🙂
3 grudnia 2011
| przez Artur NykZnalazłem dzisiaj na portalu motoryzacyjnym, ciekawe zdjęcia nowego Citroena DS5. Na zamówienie brytyjskiego przedstawicielstwa Citroena, zrobił je James Lipman.
Niby gif nie jest niczym nowym, a jednak pierwszy raz widzę bardzo konkretne zastosowanie tej techniki na pograniczu filmu i fotografii.
W większości sytuacji podobają mi się uzyskane efekty, ale nie zawsze. O ile spadające krople wyglądają bardzo naturalnie, kręcenie kierownicą jeszcze też jest w porządku, to przechodzień odbijający się w oknie już trochę mnie razi. Dziwnie bardzo wygląda, że podczas gdy on idzie, dwie inne osoby są nieruchome.
W pierwszej chwili stwierdziłem, że to znakomity pomysł, by w ten sposób wzbogacać zdjęcia o elementy ruchu. Jednak, im dłużej przyglądałem się temu, tym bardziej pojawiały się wątpliwości…
Coś mi w tym po prostu nie pasowało. Jest w tym pewna sztuczność. O ile jesteśmy już przyzwyczajeni do nawet najbardziej nierealnej fotografii, nic już też nas nie zadziwi w w filmie, to w tym przypadku podświadomie wiemy, że coś jest nie tak. Jest jakaś subtelna różnica między nieruchomym obrazem w filmie, a nieruchomym obrazem na fotografii. Obraz filmowy nigdy chyba nie jest aż tak stabilny i nieruchomy jak na fotografii. Gdy więc jednocześnie widzimy filmowy ruch i stabilność fotografii, nasz mózg jest zdezorientowany. Trochę też nie podoba mi się, że ruch jest zamknięty w pętli, wiem, że taka jest specyfika formatu gif, jednak gdyby dało się „uruchomić” zdjęcie tylko w momencie naciśnięcia przez oglądającego, to sądzę, że efekt byłby lepszy.
Wydaje mi się jednak, że sama idea takich fotografii jest jak najbardziej ciekawa. Na pewno ten kierunek ma szanse się rozwinąć i pozbyć dzisiejszych niedoskonałości. Sam w sumie może pomyślę o tego typu rozwiązaniach 🙂
Jeżeli widzieliście gdzieś jeszcze tego typu zdjęcia lub sami je zrobiliście to dajcie znać.
![]() |
fot. James Lipman |
Mam najlepsze ciasteczka, idealne do kawy. Życzę miłego oglądania moich fotografii Odwiedź stronę Polityka plików „cookies” aby dowiedzieć się więcej.
Close