×
Artur Nyk Blog
  • Fotografie
  • O mnie
  • Jak zostać fotografem
  • Jak to zrobiłem
  • do kawy
  • Fotografie
  • O mnie
  • Jak zostać fotografem
  • Jak to zrobiłem
  • do kawy

28 stycznia 2014

| przez Artur Nyk

Mam dosyć (kupowania) sprzętu

Wiele lat temu byłem na spotkaniu ze znanym fotografem i zapamiętałem, mądrość jaką wtedy powiedział: nie liczcie na to, że kiedyś uznacie, że macie już dostatecznie dużo sprzętu fotograficznego, bo zawsze będzie coś jeszcze co chcielibyście mieć.
I przez te wszystkie lata, przyznawałem mu rację. Ciągle czegoś mi brakowało, o czymś innym myślałem, że gdybym to miał, to robiłbym lepsze zdjęcia itd. Innymi słowy, dałem się wkręcić w ciągłe kupowanie nowych, absolutnie niezbędnych zabawek.

I nagle teraz stwierdziłem, że przestało mnie to bawić. Koniec. Dotarłem do momentu, gdzie zrozumiałem, że spora część tych zakupów była tylko po to bym czuł się lepiej.
Wiem, że to co mówię jest kontrowersyjne i może właśnie popadłem z jednej skrajności w drugą.
Wszystko przez nowy obiektyw jaki kupiłem niedawno. Nie przepadałem nigdy za moim 24-105/4 L IS, nie dlatego, że był zły. Tak jakoś nie leżał mi. Postanowiłem więc w końcu kupić 24-70/4 L IS. O tak, ten mi się spodobał zdecydowanie. Wydałem na niego prawie 5000 zł i… i nic się nie zmieniło.
Kontynuuj →

Canon, Elinchrom, foto mądrości, Nikon, porady, samochody, sprzęt
7 komentarzy

19 stycznia 2014

| przez Artur Nyk

BMW czyli jak wybrać samochód dla fotografa – część 3

BMW było szybkie. Wieczorem zostawiłem wiadomość na stronie, a rano rozmawiałem już z człowiekiem z centrali i ustalałem , który salon chcę odwiedzić. BMW było też bardzo ciekawe. Wysyłając formularz, musiałem podać mnóstwo danych. Ciekawe jest też to, że na stronie BMW znalazłem w różnych miejscach trzy różne formularze i w każdym z nich chciano ode mnie inne dane. Pan, który zadzwonił, też zadał mi kolejne pytania, np. ile chcę wydać? Czy to nie oczywiste, że jak najmniej?

Ten przód ciągle mnie nie przekonuje, zwłaszcza lampy.  Źródło: BMW

Telefon z salonu otrzymałem następnego dnia, a dokładnie 24 godziny później siedziałem w BMW serii 1. Siedziałem, bo sprzedawca, z którym byłem umówiony gdzieś wyszedł. Zaproponowano mi kawę, ale wolałem posiedzieć w samochodzie i dokładnie mu się przyjrzeć. Pierwsze wrażenie – bardzo nisko zamontowany fotel i dosyć ciasne wnętrze. A może nie tyle ciasne, co sprawiające takie wrażenie, bo przestrzeń naokoło kierowcy jest mocno zabudowana. Ustawiłem fotel tak, by nogi były wygodnie wyprostowane i stwierdziłem, że w sumie to jest całkiem sporo miejsca. Chciałem teraz usiąść z tyłu, by zobaczyć ile tam jest przestrzeni. Ale nie mogłem. Nie było nawet tyle miejsca, by włożyć nogę.
Wreszcie zjawił się sprzedawca i od razu musiał zmierzyć się z moim zarzutem, że z tyłu nie ma miejsca dla pasażerów. Szybko uwodnił mi, że nie mam racji. Był mojego wzrostu, usiadł z przodu i pokazał mi, że mam zbytnio oddalony fotel, gdyż nie mógł położyć nadgarstka na szczycie kierownicy. OK, musiałem przyznać, że przesadziłem z odsunięciem fotela. Z tyłu da się jednak siedzieć, ale na luksus sporej przestrzeni nie liczcie.

Na zdjęciu wnętrze wygląda przeciętnie, w rzeczywistości jest znacznie lepiej.   Źródło: BMW

Gdy podpisywałem papiery przed jazdą, sprzedawca zadał mi filozoficzne pytanie, czego oczekuję od samochodu? Komfortu… dobrego prowadzenia… radości z jazdy… wydukałem. Czego w końcu można chcieć od samochodu gdy przychodzi się do BMW? Raczej nie niskiej ceny.

O ile miałem niewielkie zastrzeżenia do zachowania sprzedawcy (dzień wcześniej próbował mi sprzedać samochód od razu przez telefon), to gdy wsiedliśmy do samochodu jego zachowanie mogłem określić tylko jednym słowem: profesjonalizm. Podobnie jak w Maździe, zaproponował, że najpierw on sam pokaże co potrafi samochód. Niestety całkowicie pominął wyposażenie, natomiast o właściwościach jezdnych opowiadał bardzo dużo i wyczerpująco. Wszystko to miało chyba sprawić, bym wbił sobie do głowy jedną prawdę – tylny napęd jest najlepszy. Przejechaliśmy szybko kilka ładnych zakrętów, złapał mnie na tym, że sądziłem, iż jedziemy wolniej niż jechaliśmy w rzeczywistości i przekonał, że nawet w czasie szybkiej jazdy jest na tyle cicho, by swobodnie rozmawiać. W międzyczasie dojechaliśmy do Jastrzębia i tam mogłem wreszcie usiąść za kierowcą.

Tył już jest lepszy, ale ciągle to nie jest samochód, który kupuje się dla wyglądu.   Źródło: BMW

Fotel, lusterka, jedynka i gaz. Łaaaadnie, dwójka, trójka, czwórka i uśmiech na twarzy. Piątka okazała się zbyteczna, wrzuciłem szóstkę i leniwie jechaliśmy te sto-trzydzieści. Zaniepokoiła mnie jedna sprawa, po trzech minutach czułem się, jakbym jeździł tym BMW od roku. A to znaczy, że może za bardzo mi się spodobać i rzeczywiście zacznę myśleć o kupnie. Ostry zakręt, gaz na wyjściu i prosta. To po ile teraz nerki chodzą? W końcu mam dwie i jedną mógłbym sprzedać. Jechałem prawie najsłabszą wersją: 1,6 136 KM i tylko 8,5 s do setki. To jak jeżdżą mocniejsze wersje? Na autostradzie przyśpieszyłem na chwilę jeszcze bardziej, oczywiście w wyłącznie w celach naukowych, by sprawdzić poziom hałasu. Nadal przyjemnie cicho.
Z komfortem było trochę gorzej, zawieszenie dokładnie informowało moje plecy o stanie polskich dróg. Moje Mondeo w porównaniu z tym to miękka kanapa. Łokciem trącałem wciąż o drzwi, a bagażnik oceniłem na aparat, trzy lampy, softy i statywy do kompletu czyli bardzo przeciętnie. Mimo to sprzedawca kilka razy przypominał mi, że w stosunku do poprzedniego modelu poprawiono komfort i zwiększono przestrzeń. Jeździłem poprzednią generacją i jakoś nie zauważam by mocno powiększyła się przestrzeń, a komfort też jest porównywalny.
Czy ten samochód się dla mnie nadaje? Na właściwości transportowe nie ma co liczyć, ale codzienna jazda na pewno sprawia dużą frajdę. Tak dużą jak cena. Czy jest tego warta? Mam już swoje przemyślenia, ale poczekam z tym do końca mojego testu.

Gdy wróciliśmy do salonu, skonfigurowaliśmy samochód. Wersja trzydrzwiowa z automatyczną klimą, sportowymi siedzeniami (tylko dlatego, że okazały się wygodne), alufelgi i lakier metalik. Tylko 108.000 zł. Widziałem, że sprzedawca był zdziwiony moim wyrazem twarzy. Po chwili zagłębił się znowu w komputer i… dostałem rabat. Ponieważ producent się nie wyrabiał z produkcją, to do 5 stycznia dawali rabat wyprzedażowy na samochody z 2014 roku czy jakoś tak. Wprawdzie był już 8 styczeń, ale sprzedawca obiecał to załatwić, trzeba było się tylko pośpieszyć i najlepiej od razu podjąć decyzję i zamówić samochód. Okazja ogromna, cena po rabacie to tylko 96.000 zł! Nawet w pierwszej chwili się złapałem na to. Po chwili jednak otrzeźwiałem i powiedziałem, że muszę to przemyśleć na spokojnie, a poza tym chcę zobaczyć jeszcze Audi A3. To niech lepiej kupi pan golfa, przecież to to samo – usłyszałem. Okazało się, że pan sprzedawca pracował wcześniej w Audi i doskonale wie, że nie może się ono równać w żaden sposób z BMW.

OK. Sprawdzę to.

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
samochody, test
8 komentarzy

15 stycznia 2014

| przez Artur Nyk

Mazda 3 czyli jak wybrać samochód dla fotografa – część 2

Wystarczyło, że zobaczyłem pierwsze zdjęcie Mazdy 3 i już wiedziałem, że chcę ten samochód. I nawet nie miałoby znaczenia, gdyby okazało się, że jeździ bardzo przeciętnie. Po prostu jest piękna i to mi wystarcza. Gdy więc kumpel zaczął mówić, że nie wie, jaki samochód ma kupić, bez zastanowienia wysłałem go do salonu Mazdy. A przy okazji sam chciałem na tym skorzystać i przejechać się nową trójką.

Do salonu pojechaliśmy we trójkę, para moich znajomych i ja. Marcin, konkretny człowiek, od razu stwierdził, że samochód mu pasuje i po kilku minutach wyjeżdżaliśmy na jazdę próbną.
A w zasadzie siedzieliśmy w samochodzie, bo był to niemal spektakl prezentacji modelu. Sprzedawca stwierdził, że najpierw on poprowadzi, pokaże, co samochód potrafi. Wsiedliśmy do środka, opowiedział nam o wszystkich systemach samochodu, o silniku i wreszcie ruszyliśmy.

źródło : Mazda

Czerwona, 165 KM i kto inny płaci za paliwo. Czego chcieć więcej?
Trasa była tak dobrana, by można było sprawdzić, jak zawieszenie zachowuje się na kiepskiej nawierzchni, ostrych zakrętach, czy szybkiej prostej. Pierwszy raz w życiu tak dobrze się bawiłem na jeździe próbnej i to siedząc na miejscu pasażera!
– Proszę zwrócić uwagę, jak dobrze się trzyma na tym zakręcie – słyszałem, trzymając się drzwi, gdy przyspieszenie spychało mnie to na jedną, to na drugą stronę. – Teraz zrobimy awaryjne hamowanie ze 100 km/h, proszę zobaczyć, nie trzymałem kierownicy, a ta nie drgnęła ani trochę. Proszę posłuchać jak pięknie brzmi silnik, gdy przyspieszamy!
Facet miał rację, zawieszenie było świetne i nawet jadąc na nisko profilowych siedemnastkach, komfort był bardzo wysoki.


Wreszcie Marcin usiadł za kierownicą. A już po chwili słyszeliśmy : śmiało! niech pan weźmie ten zakręt osiemdziesiątką, śmiało, szybciej! Obaj z Marcinem mieliśmy uśmiech od ucha do ucha przez cały czas, tylko Monika z tyłu jakoś wyjątkowo milczała.
Przyszła wreszcie moja kolej. Niestety, ta Mazda podobała mi się coraz bardziej i od pierwszej chwili wszystko mi pasowało. Niech ma mały bagażnik, najwyżej zamiast pięciu lamp na sesję, wezmę dwie. Albo wezmę tylko aparat i każę asystentowi przywieźć całą resztę sprzętu taksówką.

źródło : Mazda

Pasuje mi wnętrze, wyposażenie, ten genialny czerwony lakier i tylko szkoda, że bagażnik nie jest zbyt duży. Stałem potem jeszcze w salonie i wpatrywałem się w niego, próbując ocenić, ile sprzętu by mi tu weszło. Doszedłem do jednego wniosku – zrobiłem już kilka świetnych sesji, używając jednego źródła światła, a więc da się! A gdybym sprzedał resztę niepotrzebnych w tym momencie lamp to miałbym więcej pieniędzy na Mazdę!

źródło : Mazda

Choć jechaliśmy mocniejszą wersją, sprzedawca zapewniał nas, że do 4000 obrotów, słabsza wersja –  120 KM, jeździ tak samo. Patrząc na czas przyspieszenia do setki – 8,9s, myślę, że mówił prawdę.  A kosztuje (w czerwonym lakierze) około 73.000 zł, czyli tyle samo, co Toyota Auris. Nie zastanawiałbym się ani sekundy, a na awaryjne sytuacje kupiłbym box na dach i byłoby po kłopocie.
Wiem, wiem, co kombi to kombi, ale… musicie sami się przejechać to zrozumiecie, dlaczego chcę wozić sprzęt w niewygodnym bagażniku na dachu.

Do tej pory to dla mnie zdecydowanie nr 1. I samochód, i to, jak zostaliśmy potraktowani, jako potencjalni klienci.
Jednak dopiero zaczynam rozglądać się na rynku. Mazdę trzeba by więc porównać z samochodem, który ma szansę być lepszy.

Umówiłem się na jazdę BMW serii 1.

Czytaj dalej o BMW 1

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
samochody, test
9 komentarzy

13 stycznia 2014

| przez Artur Nyk

Od Citroena do Toyoty czyli jak wybrać samochód dla fotografa – część 1

Wszystko przez Citroena C4 Picasso. Normalnie spodobał mi się ten dziwnie, czy też oryginalnie wyglądający samochód. Przeczytałem na jego temat wszystko, co się dało, na stronie Citroena ( błagam, zmieńcie tę stronę na taką, którą da się normalnie przeglądać ) i dałem się namówić na wycenę mojego samochodu, który miałem zostawić im w rozliczeniu. Gdy podałem już wszystkie możliwe dane, łącznie ze stanem piór wycieraczek i poziomem płynu do spryskiwacza, nie wspominając o podaniu wszystkich danych osobowych, dowiedziałem się, że bardziej opłacałoby mi się samemu sprzedać samochód. Cóż, to akurat nie zdziwiło mnie.
Skoro podarowałem Citroenowi tyle moich cennych danych, na pytanie, czy mogą do mnie zadzwonić, by umówić się na jazdę próbną, odpowiedziałem twierdząco. Do tej pory, gdy chciałem przejechać się jakimś samochodem, po prostu odwiedzałem salon i prosiłem o jazdę próbną. I nawet w większości wypadków, dawali mi się przejechać. Dlatego nigdy nie rozumiałem, po co jest ten cały mechanizm zapisywania się na jazdy. To znaczy wiem, po co on jest, darmowe dane osobowe to cenny kąsek, nie rozumiałem tylko, kto chciałby w ten sposób umawiać się na jazdę. Czy w ten sposób zostanę lepiej potraktowany?
Dla celów naukowych, postanowiłem to na sobie przetestować i podzielić się z wami tą wiedzą, zdobytą w sposób bardzo przyjemny. Ale o tym później, gdyż do podjęcia tego wyzwania przyczynił się jeszcze jeden samochód.

Volvo V40. Kombi z niego żadne, ale za to jaką ma piękną sylwetkę! Tak naprawdę, to miałem ochotę przejechać się Focusem. Wprawdzie jego wnętrze wciąż sprawia, że bolą mnie oczy (choć ostatnio nawet trochę mniej), to wiem, że jeździ świetnie. Gdy już obejrzałem każdy skrawek karoserii i wnętrza, milion razy wsiadłem i wysiadłem, trzaskając drzwiami, a nadal nikt do mnie nie podchodził, stwierdziłem, że idę obejrzeć Volvo, po drugiej stronie salonu. Tam od razu podszedł do mnie sprzedawca i trochę porozmawialiśmy o V40. Sprzedał mi na początek cenną informację o tym, że przez dwa pierwsze miesiące tego roku będzie możliwe odliczenie całego VATu od ceny samochodu. A działo się to wszystko w listopadzie i nikt jeszcze oficjalnie wtedy o tym nie mówił. Na wieść o tym moje zainteresowanie gwałtownie wzrosło i z miejsca umówiłem się na jazdę próbną. Ponieważ wersja, którą chciałem się przejechać ( benzyna 1,6 – 150 KM ), miała pojawić się w salonie za tydzień, zostawiłem wizytówkę, a pan obiecał się ze mną telefonicznie umówić na jazdę próbną.

Minął tydzień, potem kolejny, a telefonu dalej nie było. Wtedy przypomniałem sobie, że od miesiąca już czekam na kontakt z Citroena! Czyli już dwie firmy mają mnie w nosie! A przecież nie kupuję pietruszki, tylko chcę wydać grube kilkadziesiąt tysięcy. Czyżby sprzedaż samochodów w Polsce była na tak wysokim poziomie, że ani importerom, ani dealerom nie zależy na klientach? Postanowiłem to dokładnie sprawdzić. Moim Fordem jeżdżę od nowości już dokładnie 10 lat i choć nic się w nim nie psuje (na szczęście!) to mam już wielką ochotę na następny. Tylko jaki?
Teoretycznie powinno być to kombi, ale z drugiej strony już z trudem mieszczę się z całym sprzętem, a z czasem będzie pewnie jeszcze gorzej, gdy kupię sobie jakieś nowe zabawki. Może więc coś mniejszego, a za to dającego więcej radości z jazdy? Ponieważ ciągle nie znam na to pytanie odpowiedzi, postanowiłem sprawdzić wszystkie samochody, jakie potencjalnie wchodzą w grę. A przy okazji sprawdzić, w jaki sposób podchodzą do nas importerzy samochodów. Przyjąłem założenie, że samochód ma mieć benzynowy silnik, przyśpieszenie do setki poniżej 11s, automatyczną klimatyzację, alufelgi i możliwie mało nowoczesnych bajerów w stylu monitorowania, czy kierowca nie powinien napić się kawy. Czyli nie wymagam nic nadzwyczajnego.

Problemem takich jazd próbnych jest czas ich trwania. Czy przejechanie dwudziestu kilometrów spowoduje, że wyrobimy sobie zdanie na temat samochodu? Tak, ale będzie ono tylko w niewielkim stopniu oparte na faktach, głównie będzie to nasze wrażenie. Jeżeli samochód podobał nam się już wcześniej, zwrócimy uwagę na te rzeczy, które nam się podobają i zbagatelizujemy wady.
Uważam, że jedna jazda to zdecydowanie za mało. Warto pojeździć różnymi samochodami i dopiero wtedy umówić się na drugą jazdę samochodem, którym jesteśmy najbardziej zainteresowani. I warto posłuchać relacji dziennikarzy motoryzacyjnych, którzy danym samochodem jeżdżą kilka dni i mogą go porównać z setką innych. Ja słucham audycji Jacka Balkana i Sławka Paruszewskiego.

Na pierwszy ogień poszła Toyota. Nigdy nie były to dla mnie samochody przyciągające wzrok, ani wzbudzające emocje, ale nowa Toyota Auris wygląda bardzo dobrze, a kombi nawet jeszcze lepiej. Mam też dobre doświadczenia z przeglądów rejestracyjnych, jakie przez kilka lat robiłem w serwisie Toyoty. Również kilku znajomych jeżdżących samochodami tej marki, robiło jej zawsze dobrą reklamę. Więc czemu nie? Wypełniłem na stronie internetowej formularz kontaktowy i czekałem na telefon. Krótko czekałem. Na drugi dzień zadzwonił do mnie sprzedawca z salonu i umówiliśmy się jazdę.
Do salonu wszedłem punktualnie co do minuty, miła pani z recepcji zaprowadziła mnie do sprzedawcy i po krótkiej rozmowie, podpisywałem już papiery, w których godziłem się na pokrycie szkód w czasie jazdy, wynikłych z mojej winy, o ile będą poniżej 1000 zł. Zapewniłem w związku z tym, że jeśli wjadę już w inny samochód, to na pewno zrobię to tak, by blacharz miał dużo roboty i poszliśmy do samochodu. Wiedziałem już wcześniej, że Aurisem z silnikiem 1,6 130 KM będę mógł pojeździć tylko w wersji hatchback, zamiast kombi, ale uznałem, że i tak dowiem się tego, na czym mi zależy.

źródło: Toyota

Jazdę zacząłem od rozejrzenia się po wnętrzu. O ile z zewnątrz Auris podobał mi się, to w środku musiałem szybko zweryfikować swoje poglądy. Zdecydowanie nie przypadła mi do gustu deska rozdzielcza. I nie chodzi mi nawet o kształt, ale o materiały, z jakich jest zrobiona. Bardzo nie podobały mi się zegarek elektroniczny rodem z lat osiemdziesiątych, z okropnym niebieskim podświetleniem i wyjątkowo źle wyglądające srebrne wstawki.

źródło: Toyota

Ponieważ sprzedawca nie przejawiał ochoty, by cokolwiek mi pokazywać i tłumaczyć, ustawiłem lusterka i pojechaliśmy. Wielkim plusem było dla mnie, że mogłem dowolnie wybrać sobie trasę i jej długość. Przejechałem około 20 kilometrów, wybierając dobrze znane mi ulice, gdzie mogłem porównać jakość zawieszenia do mojego Mondeo. Przejechałem też kilka kilometrów trasą wielopasmową, by ocenić poziom hałasu. Ogólnie wrażenia były niezłe. Spodziewałem się wprawdzie, że przy małych prędkościach silnik będzie cichszy (i tak był cichszy, niż mój diesel), ale za to jadąc 140 km/h, można było swobodnie rozmawiać, a przy tym samochód prowadził się bardzo pewnie. W trakcie jazdy komputer pokazywał średnie spalanie (z ostatnich jazd testowych) na poziomie 8,5l, ale sprzedawca zapewniał mnie, że przy normalnej eksploatacji powinno osiągnąć 7 – 7,5l.

Do niczego właściwie nie mogłem się przyczepić, samochód w miarę chętnie przyspieszał, choć wolał to robić na niższych biegach, zawieszenie pracowało bardzo cicho na wybojach, układ kierowniczy i skrzynia biegów działały w sposób tak pozytywnie neutralny, że nie zapamiętałem z jazdy nic więcej. Niestety, nic też mnie nie ujęło, nic nie sprawiło, by serce zaczęło szybciej bić. Po prostu poprawny samochód do przemieszczania się z jednej sesji na drugą.

Obejrzałem dokładnie bagażniki kombi i tu też nie było ani dobrze, ani źle. 530 litrów brzmi nieźle, ale litry Toyoty wyglądały na jakieś bardzo małe, gdy porównałem je do 540 litrów mojego Mondeo. Nie wyglądało na to, bym zmieścił tam tą samą ilość sprzętu, co do mojego samochodu. Podobało mi się natomiast rozkładanie tylnych siedzeń przez pociągnięcie jednej dźwigni. Dostajemy dzięki temu prawie płaską podłogę. Prawie, bo idealnie płasko nie jest, a z jednego z oparć wystają mocowania siatki podzielającej przestrzeń pasażerską. Przewiezienie długiego lustra może być więc problemem.

źródło: Toyota

Cena takiego samochodu w wersji wyposażenia Premium z pakietem Comfort, lakierem metalic i rabatem wyprzedażowym (rok produkcji 2013) to około 73.000 zł. To także nie przemawia do mnie na korzyść Aurisa. A na pewno już nie zachęcają  koszty przeglądów, co 15.000 km przegląd podstawowy za około 700 zł, a co 30.000 km rozszerzony za około 1100 zł.
Na koniec wsiadłem jeszcze do Avensisa, tam wnętrze wywarło na mnie zdecydowanie lepsze wrażenie.
Podsumowując, bardzo miła obsługa, ale sprzedawca nie próbował mnie przekonać, że to właśnie ten samochód powinienem kupić. Z jednej strony doceniam to, bo nie lubię wmawiania mi czegoś na siłę, z drugiej strony, zabrakło mi pasji sprzedawcy, gdy opowiada o samochodzie. Jak inaczej może to wyglądać, mogłem stwierdzić dopiero po jeździe próbnej Mazdą 3. Ale o tym jutro.

Czytaj dalej o Maździe 3

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
samochody
2 komentarze

7 stycznia 2014

| przez Artur Nyk

Google nie działa? Czyli jak naprawić wyszukiwarkę na Bloggerze

Są takie rzeczy, które nie mieszczą się nam w głowie. Np. że BMW wypuści nowe M3, które będzie kiepsko jeździło, albo tytuł Masterchefa zdobędzie kucharz nie umiejący zrobić spaghetti.

Tak samo nie umiem pojąć dlaczego na Bloggerze, czyli stronie należącej do Google, nie działa wyszukiwarka! Owa wyszukiwarka nie jest wprawdzie oficjalnym produktem Google, ale jest przez nich polecana. Z drugiej strony, kuriozalne jest dla mnie, że firma, która zbudowała swoją potęgę na wyszukiwaniu informacji, nie udostępnia takiej możliwości na swojej własnej platformie do blogowania.

Ale udało mi się znaleźć rozwiązanie. Po kilku miesiącach, gdy do coraz większej pasji doprowadzało mnie to, że nie mogę znaleźć na własnym blogu potrzebnych mi informacji, postanowiłem użyć …. Goggle. Wiem, wiem, to bardzo odkrywcze.
Znalazłem rozwiązanie na forum Google, gdzie Stah Udin podaje kod jaki należy użyć aby wyszukiwarka działała. Dodałem kod jako nowy gadżet. I rzeczywiście działa.

Możecie już ją przetestować wpisując frazę, która was interesuje. Ja sam dzięki temu przypomniałem sobie o kilku postach, o których istnieniu już dawno zapomniałem, jak np. TEN, czy TEN.

PS. Jeżeli znacie się na kodowaniu, zerknijcie na ten kod czy wszystko jest z nim OK. Moja wiedza na ten temat jest nieco ograniczona i intryguje mnie dlaczego jest tam fragment o wyszukiwaniu plików png?

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
do kawy, porady
3 komentarze

5 stycznia 2014

| przez Artur Nyk

Spytaj Artura czyli zdjęcia podwodne

grzegorz oleksa pisze…

A ja mam pytanie: jak się robi zdjecia modelkom pod wodą?
 
 
To prosta sprawa – trzeba umieścić modelkę pod wodą i zrobić jej zdjęcie 😉

No dobrze, sprawa nie jest taka prosta. Mamy tu dwa zasadnicze problemy : modelki pod wodą mają problemy z oddychaniem, a fotograf dodatkowo ma problem z zabezpieczeniem aparatu. 

Oto model idealny. Jacek schodził pod wodę, poprawiał ciuchy i pozował do kilku zdjęć w jednej serii. Ale on studiował na AWF

Kontynuuj →

Jak to zrobiłem, porady, sesja, sprzęt, Spytaj Artura
3 komentarze

1 stycznia 2014

| przez Artur Nyk

Niech światło zawsze wam świeci :)

Rzutem na taśmę, przed samymi świętami, udało mi się sfotografować pewien samochód.  Na razie jeszcze nie chcę mówić co to był za samochód, bo na dniach będę dalej pracował nad skończeniem tła, które chcę przygotować w zupełnie nowy sposób. Mogą tylko powiedzieć , że będzie ciemno, mokro i szybko. No chyba, że będzie inaczej, gdyby zmieniła mi się koncepcja 🙂

Jeżeli chcecie możecie zgadywać jaki to samochód. Na zdjęciu widać go podobnie, jak i Pawła Pszczołę, który mi pomagał w zdjęciach. Ale znawcy motoryzacji powinni sobie dać radę 🙂

A przy okazji, życzę wszystkim czytelnikom tego bloga, by rok 2014 pozwolił wam rozwijać pasję fotografowania, wasze zdjęcia wygrywały konkursy, sprzęt pracował bezawaryjnie, a światło zawsze świeciło z najlepszej strony. Wszystkiego najlepszego 🙂
Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
backstage, samochody
3 komentarze

© Artur Nyk

↑

Polityka plików cookies

Mam najlepsze ciasteczka, idealne do kawy. Życzę miłego oglądania moich fotografii Odwiedź stronę Polityka plików „cookies” aby dowiedzieć się więcej.

Close