×
Artur Nyk Blog
  • Fotografie
  • O mnie
  • Jak zostać fotografem
  • Jak to zrobiłem
  • do kawy
  • Fotografie
  • O mnie
  • Jak zostać fotografem
  • Jak to zrobiłem
  • do kawy

30 marca 2012

| przez Artur Nyk

Reacto w ogniu

Kupiłem sobie wczoraj gazetę, patrzę na ostatnią stronę okładki, a tam moje zdjęcie!!!
No dobrze, wcale nie byłem zaskoczony, tylko od paru dni czekałem z niecierpliwością na ten numer. To pierwsza odsłona reklamy rowerów Merida, jaką zrobiłem razem ze Zwykłą Agencją.
Co nieco mogliście już wcześniej zobaczyć, jak robiłem zdjęcia roweru w ogniu. Teraz możecie zobaczyć już gotowy efekt 🙂

 Tak natomiast wygląda gotowa reklama.

Reacto to topowy model wyścigowego roweru Meridy, zrobiony z karbonu. Lekki jak piórko, nigdy jeszcze nie miałem w ręce takiego roweru. Szkoda tylko, że nie mogłem się czymś takim przejechać, bo naokoło były tylko błoto i śnieg.

Na dniach reklama ukaże się też w Forbsie, a zaraz potem pokażą się kolejne odsłony z następnymi rowerami. Oczywiście, gdy tylko będą publikowane, od razu będę mógł pokazać je na blogu.

Jak się słusznie domyślacie, w rzeczywistości rower wcale nie jechał. Wykorzystałem tu swoje wcześniejsze doświadczenia z „poruszaniem” samochodów. Jednak okazało się, że nie da się tak bezpośrednio tego przełożyć. Największym ograniczeniem okazała się nasza wyobraźnia…
Na co dzień widzimy przecież jeżdżące samochody, gdzie często w ogóle nie widać kierowcy. Nie ma więc problemów, by na zdjęciu przerobić samochód ze stojącego na  jadący i będzie to nadal bardzo prawdopodobny widok.
Ale czy często widujecie rowery jadące bez rowerzysty? No właśnie. Musieliśmy zrobić sporo prób i testów, by każdy, kto to ogląda, zobaczył i zidentyfikował rower jako jadący.
Teraz pracujemy nad ostatnimi zdjęciami, gdzie jak zwykle wymyśliłem sobie dodatkowe komplikacje 🙂

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
dobre zdjęcia, realizacje, reklama, sesja
komentarz

27 marca 2012

| przez Artur Nyk

Jestem kretynem czyli historia się powtarza

Dawno temu opisałem moją historię z Tunezji o tym, jak to zgubiłem na sesji aparat i zorientowałem się po godzinie… Bardzo mnie ta historia wyczuliła na punkcie ciągłego trzymania aparatu na widoku. Od tamtej pory nie było szans, bym choć na chwilę zapomniał o aparacie.

Jak się jednak dzisiaj okazało, pamiętając o aparacie, można bez problemu zapomnieć o czymś innym. Na przykład o komputerze….
Robiłem dzisiaj wieczorem ostatnie zdjęcie z rowerem. Sesję robiliśmy w Rybniku w bardzo fajnym ośrodku wypoczynkowym nad jeziorem. Wprawdzie jezioro nie było nam potrzebne, ale las nad jego brzegiem już jak najbardziej. Zdjęcia musiały być robione w ciemnościach, więc zaczęliśmy je robić bardzo późno. Nie byliśmy na szczęście skazani na całkowite ciemności, bo rozświetlały je moje lampy. Teren, na którym mieliśmy porozstawiany sprzęt, jednak był duży i zaraz po sesji zadbałem, by wszystko pozbierać, nim zgasimy lampy. W pierwszej kolejności oczywiście spakowałem aparat, a następnie komputer, który odłożyłem w torbie na dobrze oświetlony śmietnik. Dziewczyny zaczęły zbierać drobiazgi, Jacek pakował rower, a ja po kolei składałem lampy. 
Wszyscy byliśmy mocno już przemarznięci i zależało nam, by jak najszybciej znaleźć się w ciepłych samochodach.
W dobrych nastrojach po udanej sesji wracaliśmy do domu, nabijając się z nawigacji, która dawała tylko jeden rodzaj komendy: za 700 metrów, skręć w prawo, za 300 metrów skręć w prawo. Wydawało nam się, że kręcimy się w kółko 🙂
Gdy wreszcie dotarłem do domu  wysiadłem z samochodu, nagle przypomniałem sobie jedną rzecz… O #&@!* !!!!!  Zostawiłem komputer na śmietniku!!!!!!! Zrobiło mi się nagle całkiem ciepło, choć jeszcze przed chwilą czułem chłodne, nocne powietrze.
No przecież sprawdzałem, czy nic nie zostało!!! A dokładniej to pomyślałem, by sprawdzić….
Na szczęście miałem przy sobie wizytówkę ośrodka i od razu tam zadzwoniłem. Bardzo miła pani, gdy usłyszała co zrobiłem, zadała mi precyzyjne pytania o miejsce, gdzie zostawiłem torbę. Po 10 minutach zadzwoniła, że ochroniarz sprawdził teren i nic nie znalazł…. Dała mi go do telefonu, bym jeszcze raz wytłumaczył, gdzie może leżeć komputer. Czekałem jak na szpilkach na kolejny telefon. 
Na komputerze nie miałem nic, czego nie miałbym skopiowanego na drugim, za wyjątkiem zdjęć kostek brukowych robionych tego dnia oraz sesji roweru. Ponieważ od dawna dbam, by wszystkie dane mieć w co najmniej dwóch kopiach, na sesji mam zawsze podłączony mały dysk LaCie, na którym równolegle zapisywane są zdjęcia. Tyle, że ten dysk również był w torbie z komputerem….
Sprzęt mam ubezpieczony, więc nie nim samym tak się nie przejmowałem, ale wizja powtarzania sesji nie podobała mi się…
Wreszcie telefon zadzwonił i miła pani powiedziała mi, że komputer się znalazł w końcu. Odetchnąłem z ulgą….. Nie widział go ochroniarz na początku, bo torba spadła na ziemię… dokończyła miła pani. Mój uśmiech trochę zastygł. Szybko sobie przekalkulowałem, metr wysokości, komp w ochronnym etui i miękkiej torbie. Spadł na ziemię albo na chodnik. Cóż, najwyżej sprawdzę co warte jest moje ubezpieczenie, a któryś z dwóch dysków powinien przeżyć, więc sesji nie będę musiał powtarzać.
Wszystko okaże się jutro, gdy Jacek wpadnie tam, by odebrać komputer…
Wnioski wyciągnijcie sobie sami. Ja chyba wrócę do zasady, jaką miałem, gdy zacząłem jeździć na pierwsze sesje i cały sprzęt miałem w kartonach, bo toreb jeszcze nie posiadałem. Gdy wychodziłem z domu, liczyłem kartony; Jeden, drugi… piętnasty. Gdy pakowałem się po sesji, robiłem to samo: Jeden, drugi…. Sztuka jest sztuka i musi się zgadzać 🙂
Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
porady, sesja, sprzęt
komentarz

22 marca 2012

| przez Artur Nyk

Biorę sobie wolne

Nie pamiętam już, kiedy miałem ostatnio wolny dzień, nawet w weekend pracowaliśmy non stop nad obróbką zdjęć. Ten tydzień też wygląda ciężko, mam zaplanowane trzy dni zdjęciowe, jednak wtorek jakimś cudownym zrządzeniem losu nagle zrobił mi się wolny :)))

Postanowiłem więc spędzić go na robieniu NIC. No i prawie mi się to udało… Co w końcu znaczy małe, dwugodzinne spotkanie, by omówić jutrzejszą sesję zdjęciową? To prawie jak relaks 🙂
Spędziłem wiec miły dzień, o wiele jednak za krótki, jak na moje potrzeby robienia NIC. Już planuję kolejny taki, jak tylko zrobię wszystkie umówione sesje zdjęciowe, czyli gdzieś w okolicach Świąt…

Na szczęście mogę powoli zacząć pokazywać Wam moje ostatnie produkcje. Do druku poszła już pierwsza reklama z moim zdjęciem roweru i chyba już w następnym wydaniu Forbesa się ukaże.
A na razie mogę pokazać zdjęcia z Magazynu Forum, które robiłem w lutym. Trzy dni pracy na planie, dwa tygodnie obróbki i 100 gotowych zdjęć, do których pozowali tym razem Monika Gocman oraz Rafał.

Zgodnie z tym, co pisałem niedawno, użyłem do tych wszystkich zdjęć maksymalnie trzech lamp, a sporo z nich zrobiłem nawet tylko z jedną lampą i ekranem, jak na przykład poniższe zdjęcia bielizny. Wystarczył mi tu mój wypróbowany Wafer 140.

 Layout magazynu  wygląda tak :

 

 

Tu wybrałem część zdjęć, jak wyglądały jeszcze przed wyszparowaniem.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Fotografie: Artur Nyk 
Obróbka zdjęć: Gosia Kłosowska
Stylizacje: Sławek Smolorz 
Asystentki stylisty: Justyna Garasimowicz, Sandra Hajda, Anna Kandora
Makijaże, fryzury: Lidia Wójtowicz 
Modele: Monika Gocman, Rafał, Marianna, Sebastian, Zosia, Amelia, Maksio
Produkcja i wydawca: K Studio – Katarzyna Kuc

 

 

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
realizacje, sesja
sesja | komentarz

18 marca 2012

| przez Artur Nyk

Pozdrowienia od kucharza czyli catering na sesji

Pewnego dnia, w pewnym mieście, na pewnej sesji, gdy już mocno zgłodnieliśmy, zamówiliśmy  jedzenie w Pewnej knajpie…
Tak zaczyna się ta historia, z pozoru jak najbardziej banalna. Niejeden raz zamawiałem w końcu jedzenie  na sesji i nic strasznego się nie działo. Największe wpadki, jakie się zdarzały, nie były aż takie spektakularne, by o nich w ogóle wspominać. A to zamawiając kotlet nie dostawałem sztućców, a to pizza  ze szparagami okazywała się pizzą z fasolką szparagową, w końcu to nic takiego….

Tym razem było trochę bardziej zabawniej. Zamówiliśmy pizzę, lazanię i jakieś mięso z frytkami, zwykłe dania. Gdy po normalnym oczekiwaniu jedzenie przyjechało, stwierdziliśmy, że chyba musieli je wieźć w chłodni, bo wszystko było już zimne. Pizza jeszcze do czegoś się nadawała, ale mięso z frytkami miało już smak kartonu. Wyprowadziło to z równowagi Zojkę, moją wizażystkę i zadzwoniła z reklamacją. Ktoś po drugiej stronie przyjął reklamację bez zbędnego ociągania się i zaproponował, że przywiozą nam jeszcze jedną pizzę gratis. OK, czekamy więc na kolejną dostawę. Gdy w końcu pizza dotarła i otworzyliśmy pudełko, naszym oczom ukazał się taki widok:

Foto Anna Burek

 

Zojka, gdy to zobaczyła, natychmiast znowu zadzwoniła do knajpy. Każdy z Was pewnie nieraz widział filmy, co potrafią zrobić kucharze, gdy klient za bardzo marudzi… Mieliśmy się więc czego obawiać. Zojka poskarżyła się przez telefon, co dostaliśmy i wtedy na dodatek usłyszała w słuchawce, jak kucharz woła: Co ta (….) znowu chce?!!!!!!!
No…, wtedy już knajpa nie miała szans w starciu z Zojką! Ciężko było jej nawet przerwać 🙂 Udało mi się jeszcze przebić z uwagą, że to świetna historia do opisania na blogu, co na pewno zrobi reklamę tej knajpie. Gdy Zojka zakończyła swoją długą tyradę stwierdzeniem, że Znany Fotograf napisze na swoim Poczytnym Blogu, jak w tej knajpie traktuje się klientów, od razu padła propozycja, że przyjadą i oddadzą nam pieniądze, a kucharza zwolnią, byle tylko nie padła nazwa knajpy na moim blogu.
Poczułem się wtedy, jak celebryta :)))
I rzeczywiście, przywieziono nam pieniądze i zapewniono, że kucharz już tam nie pracuje. W to ostatnie jakoś nie wierzę, zresztą nie było naszym celem  pozbawiać kogoś pracy, ale mam nadzieję, że nie będzie już więcej zajmował się pisarstwem, a skupi się na gotowaniu 🙂
Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
do kawy
komentarz

Mniej znaczy więcej

Opublikowane w Elinchrom, Jak to zrobiłem, sesja, sprzęt, Spytaj Artura |

15 marca 2012

| przez Artur Nyk | 1 komentarz

Każdy, kto otwiera swoje pierwsze studio, marzy o jak największej ilości sprzętu. Przecież wiadomo, że im więcej lamp posiadamy, tym lepiej. Przynajmniej kiedyś tak właśnie myślałem…

W szczytowym momencie używałem na sesji 11 lamp. W większości były to „pięćsetki” plus parę lamp o mocy 1000-2000 Ws. Robiłem wtedy najczęściej zdjęcia dla Cersanitu lub Barlinka, gdzie budowaliśmy w studio łazienki lub całe pokoje. Jedną lampką oświetliłem umywalkę, drugą wannę, trzecią fragment ściany i w ten sposób nawet 11 lamp to czasem było mało. Efekt, który osiągałem nie był zły, ale nie miał też często wiele wspólnego z naturalnym oświetleniem, które chciałem symulować. Duża ilość lamp powodowała też sporo problemów, zwłaszcza z ustawieniem wzajemnych proporcji i z krzyżującymi się cieniami. Na te ostatnie byłem zawsze mocno uczulony, więc walczyłem z nimi zawsze za wszelką cenę.

Im więcej miałem lamp na sesji, tym dłużej trwały zdjęcia, bo dużo czasu zajmowało mi rozpakowanie i ustawienie świateł, a potem ponowne poskładanie wszystkiego. A na dodatek ciągle nie byłem zadowolony ze światła na moich zdjęciach.

Nie pamiętam dokładnie momentu, gdy zacząłem rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi, jak myśleć o  świetle, jak się go uczyć. To był raczej ciągły proces codziennego patrzenia na świat, na każdy jego element. Któregoś dnia zrozumiałem chyba, jak zachowuje się światło przechodzące przez szklankę z piwem, innego dnia pojąłem coś na temat cieni, jakie rzuca kobieta siedząca pod drzewem i tak to szło. Im więcej obserwowałem wszystko, co mnie otacza, tym więcej uczyłem się o charakterze światła, jego kolorze i intensywności. Obserwacja otoczenia o każdej możliwej porze, to najlepsza szkoła światła. Można to robić w każdej wolnej chwili, zwracając uwagę na to, jakie światło pada na konkretny przedmiot, jaka może być jego temperatura, od czego może się odbić, jaki ma to wpływ na kolor, jak układają się bliki, jak tworzą cienie itd.

A im więcej obserwowałem, tym bardziej przekonywałem się, że najczęściej najlepszy efekt daje jedno źródło światła. Jedno mamy przecież Słońce, które potrafi świecić na milion sposobów. A to raz rozproszy się na chmurach, raz zaświeci bardzo nisko albo z wysoka, innym razem ostrym światłem wypali wszystkie szczegóły, przejdzie przez gałęzie drzew, albo odbije się od ściany. Jedno źródło, nieskończenie wielka różnorodność.

Zacząłem powoli redukować ilość lamp na sesji. Najpierw do 6-7, potem do 4, a teraz zdarza mi się zrobić sesję z jedną lub dwiema lampami. Najczęściej jednak chyba wykorzystuję 3 lampy, gdzie zwykle jedna najsilniejsza jest głównym światłem, a pozostałe mają za zadanie tylko doświetlanie cieni. Ma to same zalety, mniej sprzętu trzeba wozić ze sobą, krócej trwają sesje (ale wcale nie krótko….), znacznie łatwiej też jest zapanować nad sprzętem.

Prawie tak samo, jest w naturze…prawie, bo w rzeczywistości choć mamy tylko jedno słońce do swoich usług, to wszystko naokoło ma swój udział w tym, jak postrzegany Świat. Drzewa, ściany, ludzie, samochody, a nawet koty odbijają światło, działają  jak ekrany, rozbijają cienie, modyfikują kolor. Podobnie można działać w studio. Jedna mocna lampa plus ekrany i możemy zbudować światło podobne do naturalnego. Z naciskiem na „podobne”, bo zbudować w studio oświetlenie, którego wprawne oko nie będzie mogło odróżnić od naturalnego, jest już trudno. Ograniczenia są natury fizycznej i niektóre z nich są bardzo trudne do przejścia. Jedno z nich jest szczególnie kłopotliwe. Gdy mamy dwa drzewa stojące obok siebie, to gdy są oświetlone naturalnie słońcem, ich cienie są równolegle. Gdy oświetlimy te drzewa lampą, ich cienie będą tworzyły kąt rozwarty. Aby uzyskać równoległe cienie musimy cofnąć lampę aż w okolice….słońca 🙂

Wracając już do kwestii ilości lamp, w sytuacjach, gdy pracuję z minimalną ilością lamp, w tej chwili moim głównym światłem jest generator Elinchroma RX 2400, a światło wypełniające to „pięćsetki”. Coraz częściej taki właśnie zestaw lamp mi całkowicie wystarcza, zwłaszcza, że staram się jak najwięcej  używać w tej chwili ekranów.

Na tym zdjęciu użyłem tylko jednej lampy stojącej  na prawo od dziewczyn i świecącej na białą ścianę po prawej. Światło odbijające się od niej jest już mocno rozproszone. Na lewo z boku i na wprost stały duże ekrany, które miały za zadanie wypełnić cienie. W ten sposób jedną lampą zrobiłem całe oświetlenie.

Na tym zdjęciu również światło robi jedna lampa stojąca na prawo od aparatu. Jednak tutaj użyłem trzech dodatkowych lamp, aby w pomieszczeniach obok i na dole nie było bardzo ciemno. Gdybym jednak zdecydował się zamknąć wszystkie drzwi i nie było widać piętra poniżej, to jedna lampa całkowicie załatwiłaby sprawę.

Jeżeli więc będziecie inwestować w swój pierwszy sprzęt, polecam najpierw kupić jedną silną lampę i ekrany, potem jeszcze jedną, już słabszą i na początek wystarczy 🙂

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej

9 marca 2012

| przez Artur Nyk

Rower w ogniu

Wczoraj cały dzień spędziłem w starej parowozowni w Bytomiu. Wprawdzie nie było tam parowozów tylko same lokomotywy spalinowe, ale miejsce jest bardzo klimatyczne. No i były tam dwa rowery.
Razem ze Zwykłą Agencją robiliśmy wczoraj ich fotografie do reklam prasowych.

Pierwszy wylądował na lokomotywie, gdzie musieliśmy umocować go za pomocą misternej konstrukcji ze stalowych drutów, co zajęło nam sporo czasu. Oświetlenie okazało się już znacznie prostszą sprawą. W sumie wykorzystałem tylko trzy lampy, z czego tylko jedna świeciła z przodu, a dwie były w lekkiej kontrze.

Pierwszy raz w życiu chodziłem po lokomotywie i to z rowerem

Za to z drugim rowerem sprawa była już trochę bardziej skomplikowana. Bo w planach mieliśmy użycie ognia. Na ścianie straszyła nas wprawdzie stara tabliczka z napisem ” Niedopałek przyczyną pożaru”, mimo to zafundowaliśmy sobie tam prawdziwe małe ognisko.
Zrobili to jednak bardzo profesjonalnie ludzie z ekipy Spaleni.pl. Dzięki temu wszyscy przeżyliśmy, a parowozownia nadal stoi 🙂
Trochę się tylko przestraszyłem, gdy lampa, która stała blisko ognia, zaczęła wydawać zupełnie inne, bardzo głośne odgłosy w trakcie błysku. Dym lecący na nią musiał spowodować, że w momencie błysku następowało dodatkowe zapalenie spalin. Wystarczyło jednak przesunąć ją w inne miejsce, dalej od ognia i problem zniknął.

Jak zwykle nie mogę nic konkretnego pokazać, ani opisać do czasu aż ukażą się reklamy 🙂

Złoty deflektor lekko ociepla zdjęcie, softboks ze zdjętym zewnętrznym dyfuzorem, świeci tu bardziej ostrym światłem
Na miejscu znalazł się nawet profesjonalny stolik na komputer
Spaleni zaczynają swoje popisy, rower stoi oczywiście dzięki drutom 🙂

 

Współczesny już napis. Na wszelki wypadek małe tłumaczenie : Nie strącać popiołu z papierosów na podłogę 🙂

 

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
backstage, Elinchrom
komentarz

8 marca 2012

| przez Artur Nyk

Windows na drodze

 

Jeżdżąc na sesje na tej samej trasie, zauważyłem raz wielką tablicę reklamową, która reklamowała….. problemy z Windowsem 🙂
Nie był to też wypadek przy pracy, gdy jechałem tam kilka dni później, tablica wyświetlała dokładnie to samo. Nie mogłem się powstrzymać przed śmiechem :)))

 

Jestem już po piątej, tajnej sesji nowego brandu kostki brukowej. Dlaczego tajnej ? Bo do czasu opublikowania strony nowej firmy, im mniej ludzi będzie znało szczegóły, tym lepiej. Mogę tylko powiedzieć, że sesja jest z bardzo fajnymi modelami oraz, że klient zlecił mi wymyślenie zdjęć całkowicie odróżniających się od tego, co robi konkurencja.
Pracowaliśmy więc bardzo ciężko, ale efekt będzie ciekawy. Niestety, trochę czasu jeszcze upłynie, nim będę mógł pokazać te fotografie.
Tyle mogę napisać o zdjęciach, na temat których nie mogę jeszcze nic zdradzić 🙂

Zdjęcia robiłem na wyższym poziomie

Ale wreszcie już niedługo będę miał więcej czasu, by pisać bloga. Jeszcze tylko jutro sesja z ogniem 🙂 No i potem w sobotę….

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
do kawy
komentarz

5 marca 2012

| przez Artur Nyk

Spytaj Artura czyli czarne na czarnym

Dzisiaj opiszę problem, o który pyta Edzia: jak robić w studiu zdjęcia czerni?
Często jak robię zdjęcia osobom ubranym na czarno gubię szczegóły. Niemal zawsze ubiór staje się 

ciemną plamą. Czy to wina oświetlenia czy ustawień aparatu?


Wchodzimy tu w jedno z trudniejszych technicznie zagadnień. Przecież, aby coś sfotografować, musimy  to mieć oświetlone, a czarny kolor pochłania światło… Potrzebujemy więc paru sztuczek i odrobimy wiedzy.

W teorii czarny kolor pochłania całe światło. Na szczęście w praktyce czarne przedmioty pochłaniają tylko część światła. W zależności od faktury powierzchni, rodzaju materiału, z jakiego są wykonane i kształtu, będą część światła odbijać pod postacią blików. Bliki to najłatwiejszy sposób na pokazanie czarnego przedmiotu. Zobaczcie zdjęcie poniżej, bliki rysują jedynie krawędzie, oprócz nich prawie nic nie widać, czarny motocykl zlewa się z czarnym tłem. A jednak nasz mózg przetwarza ten obraz i „widzimy” motocykl. Z łatwością też możemy określić, które powierzchnie są błyszczące, a które matowe. Uzyskałem ten efekt odpowiednim ustawieniem lamp, tak, aby światło się ślizgało po krawędziach. Gdybym oświetlił motocykl bardzo mocno, w efekcie mielibyśmy wszystko raczej szare, bo gdyby na każdym fragmencie stworzył się blik, nic nie zostałoby czarne. 
Mówiąc prościej, kolor na zdjęciu czarnego przedmiotu odbieramy jako czarny, jeśli mamy fragmenty zarówno bardzo ciemne, gdzie prawie nic nie widać i fragmenty jasne lub nawet białe, czyli bliki.
To taki mały paradoks, że czasem coś musi być białe, aby odebrać to jako czarne 🙂  
       


Również tutaj zastosowałem podobną technikę. Po obu stronach kadru postawiłem softboksy świecące pod kątem 90 stopni do obiektywu. Światło zarysowało krawędzie, co w tym przypadku całkowicie wystarczyło.

Nie zawsze jednak taki efekt jest pożądany. Na kolejnym zdjęciu musiałem przede wszystkim oświetlić dobrze twarz. Wszystko inne miało bowiem tonąć w mroku. Nie chciałem, aby czarna kurtka całkowicie zniknęła  na zdjęciu. Wykorzystałem jej lekki połysk, co sprawiło, że światło beautydisha oświetlające twarz, zaznaczyło się na materiale. Gdyby był to np. zamsz, który bardzo mocno pochłania światło, musiałbym osobną lampą doświetlić kurtkę.
Zresztą to zawsze jest dobry sposób, by wyciągnąć więcej szczegółów w czerniach. Można nawet czasem oświetlić za mocno, przez co czernie będą szare, a następnie w obróbce skontrastować i przyciemnić. Tak bym zrobił, gdybym na tym zdjęciu chciał wyciągnąć większe bliki na kurtce.

Inaczej poradziłem sobie też na tym zdjęciu. Duży beautydish bez deflektora (czyli kopułki na środku) dawał ostre światło. Każdy materiał zareagował na nie inaczej, ale nawet tkanina trochę błyszczy, dzięki czemu nie zlewa się wszystko w jedną czarną plamę. 
Właśnie ostre światło jest najczęściej dobrym rozwiązaniem przy fotografowaniu czarnych powierzchni. Takie światło tworzy kontrastowe bliki nawet na matowych powierzchniach. Gdybyśmy chcieli poświecić tutaj softboksami, spadłby kontrast zdjęcia i wiele szczegółów w cieniach by zniknęło.
Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
foto mądrości, Jak to zrobiłem, porady, Spytaj Artura
komentarz

2 marca 2012

| przez Artur Nyk

Canon 5D Mark III

Ci, którzy od paru miesięcy czekają na nowego Marka Trzeciego, już od paru godzin uśmiechają się szeroko i wszystko pewnie na ten temat zdążyli przeczytać. Dzisiaj bowiem Canon wypuścił wreszcie informację o nowym modelu.
Jak znam życie, w internecie będzie teraz mnóstwo narzekania na zbyt małe zmiany w stosunku do Mark II. Ale będą to raczej w większości ludzie, którzy i tak nie zamierzają kupić tego aparatu, a tylko chcą sobie ponarzekać. No bo co to za nowość, jeśli nowy model mam matrycę większą od przedniego o 1 Mpx !!! Do czasu, gdy Nikon wypuścił D800, też uważałem, że nowy aparat musi mieć znacznie większą matrycę, najlepiej 30-35 Mpx. I dopiero, gdy zacząłem analizować rzeczywiste potrzeby,  zyski i problemy związane z pracą to przyszło otrzeźwienie.

Teraz wiem, że 22 Mpx  to bardzo dobra rozdzielczość wystarczająca w 99% posiadaczom tych aparatów. Nie jest to bowiem sprzęt dedykowany najbardziej wymagającym fotografom reklamowym (choć w naszych warunkach wielu tego typu fotografów będzie z powodzeniem go używać). Mnie bardzo rzadko brakuje większej rozdzielczości, no, może ostatnio coraz częściej, a ważniejsza jest dla mnie wydajność. Nowa 5D jest pod tym względem poprawiona w każdym calu. Mnie najbardziej cieszyłby (gdybym rozważał zakup) wizjer ze 100% kryciem i autofokus przeniesiony z modeli 1D X. Podoba mi się też idea umieszczenia w wizjerze wyświetlacza LCD wyświetlającego siatki ułatwiające kadrowanie. Czegoś takiego mi brakowało od dawna.

Filmowców zachwycą pewnie nowe możliwości kręcenia filmów, nowe funkcje i parametry wyglądają bardzo obiecująco. Przynajmniej dla kogoś, jak ja,  kto nie ma o tym pojęcia 🙂 Ale pewnie tu też jest znaczący postęp.

Sądzę, że Canon z jeszcze jednego powodu nie podniósł rozdzielczości. Poprzedni model był zbyt dużym konkurentem dla 1DS Mark III, a tym razem firma pewnie chce bardziej rozgraniczyć modele.
Zapowiada się więc ciekawa walka Canon 5D Mark III kontra Nikon D800. Teoretycznie, patrząc tylko na parametry, Canon powinien tą walkę przegrać na starcie…. Ale już ostatnio pisałem, że pojawienie się D800 to pierwszy krok do zmiany sposobu myślenia o coraz większych rozdzielczościach.
Wczoraj moja znajoma powiedziała mi, że już nie może się doczekać, gdy zamieni swoje D700 na D800. Zadałem tylko jedno pytanie: czy zdaje sobie sprawę, ile będzie potrzebowała mocy obliczeniowej na obróbkę sesji, gdzie powstanie około 300 zdjęć? To przecież wcale nie tak dużo materiału. Ale skoro po przerobieniu RAWa na  TIFF, jedno zdjęcie waży 108 MB (8 bitów) lub 216 MB (16 bitów) to mnożąc to razy 300…..
Zawsze będzie można w czasie pracy odgrzać pizzę na komputerze, bo procesory rozpalimy wtedy do czerwoności.
Jedyne rozsądne działanie w takiej sytuacji  to zmniejszanie rozdzielczości zdjęcia od razu po wywołaniu RAWa i tak pewnie większość ludzi będzie robić.

Bardzo jestem ciekawy, który z aparatów będzie się lepiej sprzedawał. Ja sam nie kupię żadnego z nich, bo czekam na następcę Canona 1 DS Mark III. I oczekuję jednak większej rozdzielczości :)))
Wiem, w co się pakuję, ale nie mam wyjścia 🙂

Codziennik Artura Nyk – blog o fotografii reklamowej
Canon, foto mądrości, Nikon, sprzęt
komentarz

© Artur Nyk

↑

Polityka plików cookies

Mam najlepsze ciasteczka, idealne do kawy. Życzę miłego oglądania moich fotografii Odwiedź stronę Polityka plików „cookies” aby dowiedzieć się więcej.

Close