Pozdrowienia od kucharza czyli catering na sesji
Pewnego dnia, w pewnym mieście, na pewnej sesji, gdy już mocno zgłodnieliśmy, zamówiliśmy jedzenie w Pewnej knajpie…
Tak zaczyna się ta historia, z pozoru jak najbardziej banalna. Niejeden raz zamawiałem w końcu jedzenie na sesji i nic strasznego się nie działo. Największe wpadki, jakie się zdarzały, nie były aż takie spektakularne, by o nich w ogóle wspominać. A to zamawiając kotlet nie dostawałem sztućców, a to pizza ze szparagami okazywała się pizzą z fasolką szparagową, w końcu to nic takiego….
Tym razem było trochę bardziej zabawniej. Zamówiliśmy pizzę, lazanię i jakieś mięso z frytkami, zwykłe dania. Gdy po normalnym oczekiwaniu jedzenie przyjechało, stwierdziliśmy, że chyba musieli je wieźć w chłodni, bo wszystko było już zimne. Pizza jeszcze do czegoś się nadawała, ale mięso z frytkami miało już smak kartonu. Wyprowadziło to z równowagi Zojkę, moją wizażystkę i zadzwoniła z reklamacją. Ktoś po drugiej stronie przyjął reklamację bez zbędnego ociągania się i zaproponował, że przywiozą nam jeszcze jedną pizzę gratis. OK, czekamy więc na kolejną dostawę. Gdy w końcu pizza dotarła i otworzyliśmy pudełko, naszym oczom ukazał się taki widok:
Foto Anna Burek |