…to nie ma się co załamywać, a nawet warto się ucieszyć. A z czego tu się cieszyć powiecie? No, z pieniędzy, które teraz dostaniecie za to zdjęcie 🙂
Opisywałem już kiedyś moją własną historię, jak zarobiłem na takiej sytuacji i to dużo, dużo więcej niż gdybym normalnie sprzedał tamte zdjęcia.
Ale skoro Daniel pyta co zrobić z takimi kradzionymi zdjęciami, to opowiem więcej na ten temat.
Sprawa jest prosta : ktoś kradnie czyjeś zdjęcie i umieszcza je na swojej stronie, albo jeszcze gorzej, bo przypisuje sobie jego autorstwo. W każdej takiej sytuacji trzeba reagować. A można na kilka sposobów.
Po pierwsze trzeba się zastanowić, jak duża jest dla nas strata, a dla złodzieja korzyść.
Prawo autorskie mówi o zasadzie rekompensaty na poziomie trzykrotnej wartości wykorzystanego nielegalnie zdjęcia ( lub innego dzieła ). Ale o ile łatwo wycenić zdjęcie, które jest wykorzystane na komercyjnej stronie, to już znaczniej trudniej jeśli znajdziemy je na jakimś mało popularnym blogu.
Innymi słowy, jeśli ktoś nasze zdjęcie używa na stronie reklamującej jakiś produkt czy usługę, to możemy spokojnie uznać, że z wykorzystanie tego zdjęcia odnosi jakąś, choćby pośrednią korzyść. Bo umieścił tam to zdjęcie, by wzmocnić swoją sprzedaż.
Inna, całkowicie odmienna sytuacja, to gdy ktoś umieszcza nasze zdjęcie na swoim blogu, aby ilustrować jakiś wpis. Tu ciężko będzie udowodnić, że odniósł jakąś korzyść ( no chyba, że blog ma olbrzymią oglądalność, żyje z reklam, a nasze zdjęcie generuje duży ruch na stronie ).
Następna kwestia, to publikacja cudzych zdjęć z podaniem źródła. To w internecie bardzo częsta praktyka. Ja też nie raz tak robiłem, za każdym razem podpisując autora zdjęcia lub gdy go nie znałem to firmę, która jest właścicielem zdjęć. Możemy bowiem domniemywać, że ktoś kto publikuje zdjęcie, które mam za zadanie reklamować coś ( produkt, osobę czy funkcjonować jako portfolio autora ), nie ma nic przeciwko temu, by inni też publikowali je na własnych stronach.
Ja zawsze się cieszę, gdy ktoś wrzuci gdzieś moje zdjęcie z moim podpisem.
Ale nie zawsze podanie podpisu gwarantuje spokój „pożyczającemu” czyjeś zdjęcie. Wyobraźcie sobie sytuację, gdy ktoś wrzuca na swojego bloga zdjęcie z imprezy w stanie wskazującym, zrobione przez kumpla, jak zasnął z głową w talerzu pełnego bigosu. Wygląda na nim okropnie, ale mimo to gość ma poczucie humoru i z opisem, że przesadził publikuje na blogu. A teraz ktoś inny bierze to zdjęcie i wrzuca na swój serwis pełny „śmiesznych” zdjęć z podpisem : „zobacz jak można się upodlić na imprezie, na zdjęciu widzimy Jaśka z drugiego roku filozofii”.
To sytuacja, gdy zdjęcie jest publikowane w zdecydowanie negatywnym kontekście i mimo podpisu, a raczej dzięki niemu, może wyrządzić szkodę Jaśkowi.
Jak widzicie jest wiele niuansów w tym w jaki sposób nasze zdjęcie może być wykorzystane, a przecież tylko powierzchownie poruszyłem temat.
Gdy więc znajdziemy własne zdjęcie tam, gdzie nie powinno być, przemyślmy najpierw, jak możemy sklasyfikować to użycie czy publikację.
Gdy jest ono zdecydowanie przynoszące korzyść delikwentowi, to idziemy do prawnika. On oceni jakie mamy szanse na wygranie tej sprawy, a raczej ile możemy my na tym wygrać. Pozostaje nam dogadać się co do kosztów ( albo płatnych z góry i odzyskanych potem od pozwanego, albo na procent z uzyskanego odszkodowania ) i zlecamy sprawę.
Inny sposób, jeszcze łatwiejszy, choć nie zawsze skuteczny, to dzwonimy do takiego gościa i grzecznie mówimy : widzę, że wykorzystał pan na swojej stronie moją fotografię, bardzo mnie cieszy, że spodobała się panu, a teraz proszę o dane do faktury. Mojemu znajomemu udało się ten sposób „sprzedać” parę zdjęć.
Jeśli natomiast zdjęcia nie są wykorzystane komercyjnie to dzwonimy lub piszemy i po prostu domagamy się ich usunięcia strasząc ewentualnie prawnikiem. Możemy też, gdy ktoś wystawi nasze zdjęcia jako swoje, zgłosić się do administratora serwisu i zażądać usunięcia całego profilu delikwenta. W ubiegłym roku właśnie coś takiego musiałem zrobić, gdy zobaczyłem całą serię moich fotografii na czyimś profilu. Wystarczył jeden mail z linkiem do mojej strony i było po sprawie.
Jednak nim cokolwiek zrobimy, najpierw musimy zabezpieczyć dowody. To najważniejsza sprawa. Robimy więc printscreeny i zapisujemy całą kompletną stronę. I najlepiej mieć kilka kopi z różnych komputerów, wystarczy poprosić znajomych, by to zrobili dla nas. Mając takie zabezpieczenie, nawet jeśli po naszej interwencji delikwent usunie zdjęcia, to i tak mamy dowód.
Nie zastanawiajmy się więc, gdy znajdziemy nasze fotografie gdzieś, gdzie nie powinny się znaleźć, tylko od razu interweniujmy. Nasze zdjęcia to w końcu nasza własność i mamy pełne prawo, by o nich decydować.