6. Potem będę dużo zlecał, ale…
Czyli plusy i minusy darmowych zdjęć
Miałem ostatnio pytanie o wycenę sesji. Potencjalny klient był zachwycony moim portfoliio. Nim jeszcze spytał o cenę i określił co jest do zrobienia, już chciał się umawiać na zdjęcia za 3 dni. Potem było bardzo standardowo. Tradycyjne pytanie za ile sesja? Ale jaka sesja? Ile zdjęć? Gdzie, jak i w jaki sposób? W końcu doprosiłem się o konkrety. Zdjęcia samochodu, część w studio, część w plenerze.
Nie będę już tu was zanudzał, ile szczegółowych pytań i wymian maili nastąpiło nim dowiedziałem się co konkretnie klient chce. Generalnie było tego bardzo dużo, zdecydowanie za dużo jak na dwa dni zdjęciowe. Nieważne. Ostatnie zdanie klienta brzmiało parafrazując tak: ale wiesz, będzie o tym głośno i będziesz tam podpisany!
Ja wiedziałem, że tak będzie!
Tak naprawdę, to w tym momencie już wiedziałem jak się to skończy. I dokładnie tak się skończyło. Wysłałem wycenę, już nawet nie starając się przewidzieć wszystkich możliwych komplikacji jakie mogły nastąpić. Nie doliczałem nawet, że musiałbym pracować po nocach, by zdążyć z obróbką w terminie jaki sobie klient zażyczył. I to oczywiście nie pracując nawet samemu.
I bez znaczenia, że cena była rozsądna. Nawet gdyby była o połowę niższa, to skończyłoby się to tak samo. A skończyło się, gdy wysłałem kalkulację. Nigdy więcej klient się już nie odezwał. Nie podziękował, nie skomentował, nie próbował nawet negocjować. Koniec kontaktu. Klasyka.
A swoją drogą, nie było o tym głośno, nie zobaczyłem nawet nigdzie efektów tej sesji, a obserwuję naprawdę dużo stron i portali motoryzacyjnych.
Co to dla ciebie cyknąć kilka zdjęć?
Ale dlaczego opisuję tę historię? Bo to świetny przykład pewnego rodzaju klienta, który jest dosyć powszechny i traktuje fotografów jak naiwnych dzieciaków. Działają zwykle w podobny sposób. Potrzebujemy zdjęć szybko, zdjęć dobrych. Ale wiesz, to da się zrobić w godzinkę. Ile to problemu zrobić w studio 20 zdjęć samochodu? No i pamiętaj przy wycenie, że będziesz tam podpisany!
Przerabiałem też inne sytuacje. Pojawia się potencjalny klient, który obiecuje, że ma duże zlecenia, ale najpierw chce sprawdzić fotografa. Czasami proponuje bardzo małe pieniądze, a czasem wręcz chce zrobić „test” za darmo. I nie znam chyba, ani jednego fotografa, który nie dał się kiedyś nabrać na coś takiego. Gdy zleceń brak, a tu szykuje się coś dużego, naprawdę chce się uwierzyć w swój szczęśliwy los.
Oczywiście są też klienci, którzy mają te duże zlecenia. Nic w tym dziwnego, że chcą przetestować fotografa. Gdy rozmawiamy na żywo, dosyć łatwo można wyczuć czy to uczciwa propozycja, czy nie. Ale kontaktując się w sieci, jest to znacznie trudniejsze. Jest też potrzebne po prostu doświadczenie w ocenie klientów. To jednak przychodzi po latach pracy.
Robimy własną komisję weryfikacyjną
Ale mam swoje sposoby na szybką weryfikację klienta. Załóżmy, że teraz na początek potrzebuje tylko 5 zdjęć, ale niedługo będzie miał jeszcze 100 do zrobienia. I chce cenę jak przy ilości 100 zdjęć. (Nawet nie macie pojęcia, ile razy to już słyszałem) Zróbmy szybką teoretyczną wycenę.
Niech cena przy 5 zdjęciach wyniesie 200 zł za fotografię. A przy 100 zdjęciach będzie się to nam opłacało zrobić nawet za 50 zł za fotografię. Tu mała dygresja. Czasem nie kończenie opłaca się mocno obniżać cenę przy dużym zleceniu, bo zrobienie każdego kolejnego zdjęcia, wymaga tej samej ilości czasu i energii. A czasem można mocno obniżyć cenę. To wszystko zależy, jeszcze wrócę do tego jak robię wycenę sesji.
Wracając do naszego klienta. Ja w takich przypadkach proponuję tak. Te pierwsze 5 zdjęć, zrobię po 200 zł. A jeśli dostanę kolejne 100 do zrobienia, to udzielę rabatu, tak by cena jednostkowa za zdjęcie była taka sama za wszystkie 105 zdjęć. Czyli klient płaci najpierw 1000 zł za 5 zdjęć. A potem za kolejne 100 zdjęć nie 5000 zł, tylko 4500 zł. Finalnie płaci za każde zdjęcie 50 zł. Jest uczciwie?
To robić, czy nie robić za darmo?
A kiedy opłaca się zrobić coś za darmo lub za małe pieniądze? Wtedy jeśli potrzebujemy takiej sesji do portfolio. Gdy chcemy poćwiczyć temat. Albo przetestować jakiś nowy pomysł. Ale zawsze będzie pod znakiem zapytania, czy warto coś takiego robić. Czy naprawdę potrzebujemy nowego zdjęcia do portfolio? Czy to najprostszy sposób na przetestowanie nowego pomysłu? Czasem tak, zwykle nie.
Siedzę teraz, próbuję sobie przypomnieć jakąś sesję, którą zrobiłem kiedyś za darmo z myślą, że przyniesie mi to fajne zlecenia. I nie mogę sobie przypomnieć. Jakoś nigdy nie przyniosło mi to oczekiwanego efektu. Ale mam całą masę zdjęć, które zrobiłem do swojego portfolio i te przyciągnęły klientów. Różnica pomiędzy tymi sesjami była konkretna. Gdy robiłem darmową sesję pod klienta, robiłem to według jego wytycznych. Gdy robiłem coś dla siebie, to ja decydowałem jak mają wyglądać zdjęcia.
Jedno wielkie ALE…
Jest jednak jeden poważny argument dlaczego lepiej jest ćwiczyć na prawdziwym zleceniu, nawet darmowym, niż robić to na własnych warunkach. Jest to mobilizacja. Kiedy się umawiacie, trzeba iść, zrobić te zdjęcia. W takim czasie i warunkach świetlnych jak będzie trzeba. Zmierzyć się z prawdziwymi problemami. Z presją czasu. Z wszystkim co spotka was w realnym zleceniu.
Przypomnijcie sobie, od jakiego czasu odkładacie tę sesję, którą zaplanowaliście sobie jako testową lub do portfolio? Ja mam wiele takich… Ten jeden argument, powoduje, że czasem warto zrobić coś za darmo. I jak widzicie nie ma tu prostej odpowiedzi. Dużo zależy od waszej mobilizacji, tego co wam zaproponują i czego w damym momencie potrzebujecie.
Uwielbiam tekst „Co to dla Ciebie…”
Słyszałam to wielokrotnie niezależnie od tego czym się zajmowałam zawodowo.
Dla mnie to lekceważenie partnera biznesowego, nie ważne na jakim etapie drogi zawodowej on jest.
Tu wyznaję zasadę : trzeba się szanować i lubię dać czasem cenę zaporową, żeby nie mieć z kimś takim do czynienia.
Co do pracy zupełnie za free.
Tu jest płynna granica i tak jak Pan pisze, niebezpieczna ze względu na naciągaczy.
Myślę, że po prostu najlepiej postawić sobie cele co tą pracą za free chcemy osiągnąć. Ale tak konkretnie.
Samo „powiększenie portfolio” to wg mnie niewystarczający konkret.
Ja bym stawiała na wyznaczenie sobie konkretnych umiejętności do nauczenia. Bo to pozwala realnie zmierzyć czy robienie czegoś za free rzeczywiście pcha nas do przodu. Wtedy ewentualne nadzianie się na naciągacza aż tak nie boli.
Zgadzam się zdecydowanie, że czasem trzeba dać zaporową cenę. Ja tak robię, nie tylko gdy widzę lekceważenie ze strony klienta, ale też gdy czuję, że będzie to problematyczne zlecenie. To naprawdę łatwo wyczuć, tylko, że gdy zależy nam na pracy, to nie chcemy tego widzieć:)
Nie jestem fotografem ale pracuję w miejscu, gdzie czasami fotografa potrzebujemy. I tu zaczynają się schody – dla mnie – zamawiającej i dla nieszczęsnego (?) fotografa. Wysłuchałam wielu znajomych fotografów narzekających na swoich klientów: że nie wiedzą, czego potrzebują, że nie podają konkretów, że szeroko otwierają oczy na zaproponowaną wycenę… i jeszcze dużo było tych “że”. Ty również o tym wspominasz. I oczywiście rozumiem Waszą frustrację i podśmiewanie się z tych “naniczymnieznających” się klientów, ale teraz postaw się na moim miejscu. Ja, kompletny laik w dziedzinie fotografii, wiem, że potrzebuję zdjęcia i jaki efekt mniej więcej chcę osiągnąć. Ale jednocześnie nie wiem jakich konkretów ode mnie wymagasz. Więc piszę tego ogólnego mejla z zapytaniem o wycenę kilku zdjęć, który zaczyna niekończącą się serię wymiany wiadomości. Dlatego jako potencjalny klient bardzo chętnie przeczytam na Twoim blogu artykuł nie dla fotografów, ale właśnie dla zamawiających zdjęcia. Niech to będzie krótki poradnik o tym, w jaki sposób prosić o wycenę sesji. Co jest ważne dla Ciebie jako fotografa? Jakich konkretnych informacji ode mnie potrzebujesz? I kto wie, może dzięki temu spotkamy się gdzieś w połowie drogi naszej korespondencji a nie na jej szarym końcu.
Kolega ostatnio usłyszał… – Wiemy że zajmuję to Panu mało czasu… (kurtyna)
A dokładnie to 1/125 s :))) To jak powiedzenie muzykowi: śpiewasz na koncercie dla tylu osób, co za różnica, że ja wejdę za darmo…
Fotografuję kobiety. Ja mam jednak w większości sesje TFP – robię je, ponieważ lubię sesje tego typu i najlepiej, jeśli są one robione po mojemu. Czasem zdarzy się sesja płatna, jednak potencjalna klientka dokładnie wie, co robię.