Najlepiej wydane 99 zł czyli warsztaty z Andreasem H. Bitesnichem
Jest lipiec roku 2001. Kupuję kolejny numer mojego magazynu fotograficznego, czyli francuskie Photo. Co z tego, że po francusku znam tylko dwa słowa? Ważne jest to co widzę w środku. Genialne fotografie aktów Bitesnicha. Czarno białe, w bardzo ciemnych tonacjach, czyste w formie. Skóra modelek zdaje się błyszczeć w ciemnych krajobrazach. Patrzyłem na te zdjęcia oczarowany. Od tej pory fotografie Bitesnicha były już zawsze dla mnie wyznacznikiem jak powinny wyglądać dobre akty.
To było pierwsze zdjęcie Bitesnicha jakie zobaczyłem. A na warsztatach dowiedziałem się co zjadł przed sesją wąż i gdzie jest kurczak. |
Wczesnym latem tego roku gdy dowiedziałem się, że Andreas będzie prowadził warsztaty w ramach Foto Art Festivalu, pewnie jako pierwszy zarezerwowałem sobie miejsce choć cena 499 zł za dwugodzinne warsztaty była dosyć wysoka. Gdy potem nieoczekiwanie cena spadła do 99 zł, byłem pewny, że chętnych będzie kilka razy więcej niż miejsc. Wyobraźcie sobie więc jakie było moje zdziwienie gdy organizator zadzwonił na dzień przed warsztatami aby potwierdzić moją obecność i zastrzegł sobie, że jest niestety możliwość, że warsztaty nie odbędą się….
Mimo to, pełni pozytywnego myślenia, pojechaliśmy do Bielska w sobotę rano na Maraton Autorski. Lubię słuchać opowieści innych fotografów i oglądać zdjęcia, nawet wtedy jeśli to nie jest ten rodzaj fotografii jaka mnie interesuje. Gdy opowiada człowiek, dla którego fotografia jest pasją, to z każdej takiej opowieści można wynieść nowe doświadczenia lub inspiracje.
Największe wrażenie zrobiły na mnie zdjęcia Ragnara Axelssona i Dominica Rouse, no i oczywiście Andreasa Bitesnicha. Choć zupełnie inne do tego do czego byłem przyzwyczajony, gdyż Andreas pokazał na maratonie zdjęcia dokumentalne z Paryża i Tokio.
Najlepsze jednak czekało mnie wieczorem. Choć do ostatniej chyba chwili organizator zapraszał by zapisywać się na warsztaty, dostałem w końcu sms z potwierdzeniem : zajęcia będą!
W kameralnym gronie kilkunastu osób słuchaliśmy jak Andreas opowiadał o swoich początkach. Pierwsze zdjęcia robił w wojsku „katalogując” żołnierzy – ja robiłem zdjęcia uczniów. Potem fotografował, pracując w sklepie z lodówkami – ja sprzedawałem telewizory. Grał w kapeli punkowej – ja w reggae’owej. Jest samoukiem – tak jak ja. Tu niestety kończą się proste analogie. Można oczywiście powiedzieć, że w Wiedniu łatwiej zrobić karierę niż w Katowicach. Ale to co uderzyło mnie w opowieści Andreasa, to wielka determinacja, pracowitość i brak kompromisów gdy chodziło o otrzymanie dokładnie takiego efektu jak sobie wymyślił. Ryzykował, rzucał wszystko na jedną szalę i pracował, pracował, pracował. Pewnie gdyby urodził się w Katowicach i chciał w latach dziewięćdziesiątych współpracować z agencjami modelek, miałby mały problem. Z powodu braku owych agencji. Pewnie trudniej byłoby mu wsiąść w pociąg i zrobić za jednym razem wycieczkę Katowice – Monachium – Katowice – Mediolan Katowice, by spotkać się z agencjami, bo łatwiej to było zrobić z Wiednia zamiast Katowic. Nie mówiąc o braku pociągu do Mediolanu.
Nikt w połowie lat dziewięćdziesiątych nie zapłaciłby mu w Katowicach 9.000 euro ( kwotę podał w przeliczeniu ) za katalog odzieży.
Jednak to nie praca w znacznie łatwiejszych realiach, ale po prostu sama ciężka praca, spowodowała, że Andreas stał się znakomitym fotografem. Gdy odbitka nie była perfekcyjna robił kolejną, gdy drukowała się pierwsza jego książka, spał na kartonie pod maszyną drukarską by móc zatwierdzać każdą stronę.
gdybym miał wymienić trzech dla mnie najważniejszych-byłby w tej trójce 🙂
Ty nie trać swoich znajomych, a przy kolejnej okazji takich warsztatów daj znać, chętnie podniosę frekwencję i dotrzymam towarzystwa
ok 🙂
Po prostu myślałem, że wszyscy wiedzą o tym festiwalu i warsztatach 🙂
no trudno nie wiedzieć 🙂
o festiwalu wiedziałem, ale nie znałem szczegółów;]
Wiesz co, Arturze, faktem jest, że praca zabiera Ci rodzinę i znajomych… Sam jestem teraz w takiej sytuacji, gdzie de facto jestem odcięty od świata. Ale usłyszałem/przeczytałem kiedyś bardzo ważną rzecz – rób to, co kochasz, bo ludzie, którzy mieli Ci towarzyszyć podczas życia, zawsze dotrzymają Ci kroku. Jeżeli nie, znaczy to, że nie byli warci Twojego czasu. Przykra prawda, ale to się sprawdza. Mam przyjaciół, którzy mimo tego, że widuję się z nimi raz na kilka miesięcy, zawsze są i zawsze będą. I takich ludzi należy trzymać przy sobie – reszta? To tylko znajomi. Przychodzą i odchodzą.
Masz racje Paul, ci prawdziwi zostają na zawsze 🙂