Ferrari F8 Tributo na wyspie Brać, czyli dylematy i problemy profesjonalnego fotografa
Gdy zobaczyłem nowe Ferrari F8, jego kolor skojarzył mi się z płynną stalą. Byłem absolutnie zachwycony jego wyglądem, a zwłaszcza bardzo agresywnym przodem. No i byłem zachwycony, że znalazłem się w małym gronie, zaproszonych przez Ferrari Katowice, na premierę F8 Tributo.
Gdy wszyscy zachwycali się kosmicznymi osiągami, rozwiązaniami technicznymi itd., ja rozkoszowałem się kształtami. Powiem szczerze i zostanę pewnie uznany za heretyka, ale w motoryzacji zawsze ważniejszy był dla mnie wygląd samochodu, a nie jego osiągi, możliwości, komfort czy wszechstronność. Mógłbym jeździć samochodem niewygodnym, powolnym i ciasnym, gdyby jego wygląd był zniewalający. I na pewno, nie chciałbym jeździć komfortowym i szybkim samochodem, na którego nie mogę patrzeć.
Wszyscy rozmawiali o nowej wersji kultowego V8 i zajadali się włoskim jedzeniem, ja fotografowałem i fotografowałem. I tu dochodzimy do kwestii miejsca premiery. Nie byliśmy niestety we włoskich Alpach. Nie byliśmy nawet w Chorwacji, czy chociażby na płycie lotniska w Katowicach, byliśmy w salonie Ferrari w Katowicach. Nie mogę powiedzieć złego słowa o tym miejscu, bardzo je lubię. Świetna architektura i ludzie, ale to nie jest wymarzone miejsce na fotografowanie super samochodu.
Światła wielu lamp zmieszane ze światlem dziennym, smugi światła przechodzące pomiędzy żaluzjami, odbicia całego otoczenia i totalny brak kontroli nad czymkolwiek. Czy to są powody, by nie zrobić dobrego zdjęcia? No, trochę są, ale…. byłem już w gorszych sytuacjach.
Ja sobie nie poradzę??? Ja?!!!
– odezwała się moja ambicja. Może gdybym jej nie posłuchał, nie straciłbym kilku dni mojego życia na siedzenie przed monitorem i udowodniania sobie, że mogę wszystko 🙂
To może od początku. Opiszę tu wszystkie etapy, problemy i dylematy. Nie jest moim celem dokładne opisanie jak zrobiłem to zdjęcie, ale pokazanie całego procesu. Część z Was może będzie zaskoczona jak jest on skomplikowany, a część zdziwi się ile problemów ma fotograf po 28 latach zajmowania się wyłącznie fotografią reklamową. Oczywiście, nie jest to typowa sytuacja, jednak ma bardzo dużo wspólnego z realiami zleceń, gdy klient wymaga czasem czegoś prawie niemożliwego, lub jednym zdaniem zmienia założenia w trakcie, nie zdając sobie sprawy z ilości pracy.
Najpierw ultra krótki rys historyczny: przez ostatnie 28 żyję wyłącznie z fotografii reklamowej, przeszedłem przez kilka rewolucji zmieniających samą technikę jak i rynek. Fotografowałem praktycznie wszystko: w studio, plenerze, pod wodą i z powietrza. Pracowałem z klientami cudownymi i wyjątkowo upierdliwymi. Z mikro agencjami, ale też z tymi międzynarodowymi. Fotografowałem wyjątkowych celebrytów, jak i modeli drewnianych jak skamieniałe drewno.
Ogólnie mówiąc, po tylu doświadczeniach, nic nie powinno już zaskakiwać, ani stresować. Tak przynajmniej czytam w opisach wielu fotografów. Ale w moim przypadku, tak nie jest.
Nie jestem wszechwiedzącym fotografem, który po dwóch sekundach już wie, która perspektywa jest najlepsza. Samochody fotografuję na poważnie od 8-9 lat, zrobiłem tysiące zdjęć samochodów i wiem, że choć są jakieś generalne zasady, to każdy samochód potrzebuje indywidualnego podejścia. Nie ma też jedynie słusznego sposobu pokazania sylwetki ( na szczęście ), za to są zawsze ograniczenia czasowe.
Sprawdziłem w metadanych, od pierwszego do ostatniego zdjęcia upłynęło 45 minut, a ja zrobiłem w tym czasie 15 różnych ujęć całego samochodu i detali. To oznacza ekstremalnie szybkie tempo, a wykorzystałem cały dostępny czas na fotografowanie, dzieląc się nim jeszcze z innymi fotografami.
Dlaczego tak to podkreślam? Bo zdaję sobie sprawę, że można znaleźć lepszą perspektywę dla tego zdjęcia. Ja musiałem podjąć dezycję w ciagu kilkunastu sekund i potem zrobić kilka klatek z różnymi ustawieniami filtra polaryzującego i różnymi naświetleniami. Wiedziałem, że będę chciał w jakiś sposób samochód wyciąć i wrzucić na inne tło, ważne więc było zminimalizować wpływ otoczenia, na to co odbija się w karoserii. I wyczekać na moment, gdy akurat nikt z innych fotografów nie stoi w miejscu, które by mi przeszkadzało. A ja nie lubię się rozpychać łokciami.
Tak wyglądał oryginalny RAW,
zrobiony Canonem 5Ds i obiektywem 24-70/4 L IS. Nie przepadam za zdjęciami samochodów na szerokim kącie, ale tu musiałem zrobić fotę na 35 mm, bo po prostu nie było więcej miejsca. Nie powiem jednak, by w tym przypadku, nie wyszło to nawet Ferrari na zdrowie.
Jak to zwykle się dzieje, nie miałem od razu czasu na obróbkę i dopiero po jakimś czasie mogłem zająć się „moim” F8. Najpierw zrobiłem ogólnie kolor, eliminując zafarb. Widać wyraźnie, że samochód ma dwa odcienie: błękitny od światła dziennego i ciepły od światła sztucznego. Postanowiłem, że na tym etapie, nie będę jeszcze nic z tym robił, bo nie wiedziałem jeszcze z jakim tłem finalnie zmontuję samochód.
Następny etap, to montaż zdjęcia z kilku klatek.
To etap, na którym można najłatwiej wpłynąć na to jak odbieramy kształt samochodu. To też etap, na którym można utknąć na długie godziny, gdy widzimy kilka możliwości pokazania linii samochodu. Często muszę zrobić sobie wtedy przerwę, by móc popatrzeć po jakimś czasie na świeżo i dopiero podjąć decyzję. Znane jest, nie tylko mnie zjawisko, gdy jednego dnia podoba nam się jedna wersja, na drugi dzień zdecydowanie wybieramy drugą wersję, a na trzeci dzień widzimy wyraźnie, że to jednak pierwsza wersja jest lepsza!
Na pewno nie raz mogliście widzieć tutoriale video, gdzie fotograf w ciągu kilkunastu minut obrabia kompletnie zdjęcie i to nie wahając się ani sekundy nad kolejnym ruchem. Kiedyś, gdy obróbka zdjęcia zajęła mi bite dwa dni, pomyślałem, że jest ze mną coś nie tak. Mimo, że już sam prowadziłem od kilku lat warsztaty, postanowiłem zafundować sobie takie z obróbki reklamowej. Gdy prowadzący pokazał jedno zdjęcie butelki wina i powiedział: ta obróbka zajęła mi 18 godzin, odetchnąłem z ulgą 🙂
Potem zostaje już tylko mozolne czyszczenie.
Ten etap nawet lubię, ma on walory prawie terapeutyczne 🙂 Mogę wtedy bezmyślnie klikać, słuchając muzyki lub audiobooka. Klik i nie ma plamki, klik i nie ma kreseczki. Wszystko jest proste.
Moje pliki mają rozdzielczość 50 Mpx. To wcale nie tak dużo, jak może się wydawać. Możliwości kadrowania są gigantyczne. Tak samo jak szczegółowość detali, które… można poprawić. Jaki sens ma dbanie o detale, które mogę zobaczyć tylko w powiększeniu na 100%, w czasach gdy oglądamy zdjęcia na ekranach telefonu? Zajmowanie się nimi, może się wydać bezsensowne, ale wielokrotnie przekonywałem się, że jest wręcz odwrotnie. Całą moje renomę zbudowałem dzięki dbaniu o detale, nawet te nie widoczne na pierwszy rzut oka. Poza tym przypomina mi się tu odcinek Teorii Wielkiego Podrywu, gdzie Sheldon nie może spać w nocy, mając świadomość, że u Penny w mieszkaniu panuje bałagan… To jest szaleństwo właśnie tego rodzaju 🙂
W końcu zacząłem szukać zdjęcia tła.
Musiała mi się możliwie zgadzać perspektywa, światło, pasować kolorystyką, być odpowiednio atrakcyjne i w miarę realne. Po długich poszukiwaniach i kilku próbnych montażach, wybór padł na szutrową drogę na wyspie Brać. Co więcej miałem zdjęcie już z samochodem, łatwiej było dzięki temu wstawić w miejsce Mazdy Ferrari. Wystarczyło tylko przeliczyć wymiary obu samochodów.
Oczywiście, jak to zawsze bywa, nic nie pasowało idealnie. Mazda była sfotografowana na 24 mm, Ferrari na 35mm. Inna była też wysokość aparatu. Ale tego typu rzeczy w miarę łatwo opanować. Trochę transformacji i prób. Godzinka, dwie i po temacie
Teraz znowu etap dopasowywania, ustawiania kolorów, akcentów, światła.
Znowu ciągłe zmiany decyzji, znowu raz podobało mi się jedno, a w inny dzień drugie. To etap, w który można utknąć na dobre. Zawsze można coś poprawić, zmienić na lepsze. Utknąłem więc, zmieniałem akcenty światła o 2%, usuwałem kolejne przeszkadzające elementy na karoserii, dopracowywałem kolorystykę itd.
Teraz, pisząc ten tekst, widzę kolejne detale, które mi się nie zgadzają, które mógłbym poprawić. Czy jestem w tym szalony? Pewnie trochę tak. Czy to ma sens? Dla jednych na pewno nie będzie to miało najmniejszego. Inni, tak jak ja, będą widzieli w tym dążenie do rozwoju, doskonalenia się, zaspokajania potrzeby tworzenia czegoś możliwie doskonałego.
Tyle razy pracując z klientami, już na etapie zdjęć słyszałem zdanie: mnie by się tak nie chciało. Każdy ma swoje miejsce na Ziemi. Ja naprawdę lubię to co robię i za każdym razem wkładam w zdjęcia całe swoje serce i umiejętności. Czasem jestem zadowolony z tego co zrobiłem, często zmęczony, zniechęcony i mam ochotę rzucić to wszystko. Obiecuję sobie, że zrobię dłuższą przerwę, że nie chcę już nawet dla przyjemności fotografować kolejnego samochodu. Ale dzwoni telefon i słyszę : jest taka opcja, MINI GP 2020… I rzucam wszystko. No bo, kurcze, jaki to wyjątkowo ładny samochód 🙂
Na koniec odpowiem na pytanie, dlaczego poświęciłem na obróbkę i montaż tego zdjęcia tyle czasu? To proste. Bo mogłem!